Świadectwa Boga i diabła, Kamil Stanisław Banasiowski – książka, czytaj za darmo….

Drodzy bracia i siostry, ofiaruję wam tę książkę bezpłatnie, gdyż taka jest wola moja. Czytajcie więc całkowicie za darmo. A jeśli kto z was by zechciał, niechaj odmówi choćby jedną dziesiątkę Różańca Świętego za Kościół Święty, niech to będzie II Tajemnica Światła: Objawienie się Pana Jezusa w na weselu w Kanie Galilejskiej, poprzedzając ją słowami: Jezu, miej miłosierdzie dla Kościoła swego. A kończąc słowami: Matko, przyczyn się za nami.

Z serca wszystkim dziękuję,

autor: Kamil Stanisław Banasiowski – trzynasty

Cudowny Obraz

Cudowny Obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. Obraz z kościoła Matki Bożej Śnieżnej w Iłży, powstał w warsztacie „Mistrza Matki Boskiej z kościoła św. Marka”, około połowy XV w.

Ks. Stanisław Styś, proboszcz iłżeckiej parafii Wniebowzięcia NMP mówi o błogosławionej winie. Kilka lat temu sprofanowany został obraz z kościoła Matki Bożej Śnieżnej. Uczynił to mój śp. syn pierworodny. Po odnowieniu okazało się, że ma niemal 600 lat. Wcześniej datowany był na XIX wiek. Jest to 13-ty odnaleziony obraz z powstałych w szkole św. Marka. W XVII w. wizerunek maryjny słynął jako cudowny. Wawrzyniec Stanisław Waruski złożył go jako wotum w podzięce za łaski doznane w 1660 r. Wspominał o tym historyk i znany regionalista ks. Jan Wiśniewski.

27 października 2018 roku ks. bp Henryk Tomasik przekazał obraz do kultu wiernym.

Bracia i siostry, ten Cudowny Obraz znajduje się obecnie w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Iłży. Zaświadczam, o cudownym działaniu Maryi, Królowej serca mego.

fin fine fin del – fin, fin fine fin ful                                                                                     fin fine fin del – fin, fin fine fin ful

fot.ks.S.Styś

ŚWIADECTWA BOGA I DIABŁA

Materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie materiału tylko za zgodą autora – Kamil Stanisław Banasiowski

Świadectwa
Boga
i diabła

Warszawa 2019
Świadectwa
Boga
i diabła
Kamil Stanisław Banasiowski
Kamil Stanisław Banasiowski
Świadectwa Boga i diabła
© Kamil Stanisław Banasiowski 2019
© Warszawska Firma Wydawnicza sp. z o.o. 2019
Warszawa 2019
ISBN 978-83-8011-878-2
Korekta, skład, łamanie i przygotowanie do druku
Pracownia Wydawnicza
WYDAWCA
Warszawska Firma Wydawnicza sp. z o.o.
ul. Ratuszowa 11/5/19
03-450 Warszawa
www.wfw.com.pl
DRUK
Mazowieckie Centrum Poligrafii
ul. Słoneczna 3c
05-270 Marki
Książkę dedykuję mojemu Nauczycielowi
i Przyjacielowi, Jezusowi.
Jakżeż ja Cię kocham, Jezu!
Maryi, ukochanej Matce, Bramie Niebieskiej.
Świętemu Janowi Pawłowi ii,
który doprowadził mnie do Chrystusa.
Michałowi Archaniołowi,
mojemu towarzyszowi i obrońcy.
Oskarowi, mojemu pierworodnemu,
który jest w niebie.
Wszystkim tym, których Pan postawił na mej drodze,
a także wszystkim ludziom błądzącym,
wątpiącym i poszukującym.
Chwała Bogu na wysokościach!
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu!
Matce Łaski Bożej chwała!
Autor

7
Wstęp
„Powiedz wszystkim, co wiesz”. Takimi słowami zwrócił
się do mnie Pan Jezus jakiś czas temu. Tak więc mówię,
bowiem wola Boża jest święta. Powiem wszystko, co wiem,
co poznałem, czego doświadczyłem i wciąż doświadczam.
Nadszedł już czas, aby wszyscy poznali, by mogli się przygotować
na to, co ma wkrótce przyjść. Ta książka jest zbiorem
fragmentów, które zapisałem w różnych odstępach
czasu. Jest jedynie wstępem do tego, co chcę przekazać
ludzkości, a są to wielkie tajemnice, które muszą zostać
odkryte, gdyż Pan chce, aby świat się dowiedział właśnie
w tym czasie, w tym szczególnym dla ludzkości czasie.
Wszystko, co napisałem, przeżyłem. To wszystko jest
prawdą.

9
1. Szatan nienawidzi Maryi
Szatan nienawidzi Maryi ‒ to w zasadzie nic nowego, większość
z was przecież doskonale o tym wie. Mimo wszystko
chciałbym to dziś jednak potwierdzić, odnosząc się do
moich doświadczeń, dając tym kolejne świadectwo tej wielkiej
nienawiści.
Już w latach szkolnych Matka Boża była dla mnie obiektem
kpin i żartów. To właśnie w tamtym czasie dopuściłem
się czynu, który pozostawił głęboki ślad w moim
sercu. Było to podczas wycieczki szkolnej do Częstochowy
na Jasną Górę, miałem wówczas siedemnaście lat.
W trakcie podróży kupiliśmy z kolegami alkohol ‒ o ile
dobrze pamiętam, było to piwo, które mocno zaszumiało
mi w głowie. W sanktuarium podczas odsłonięcia obrazu
podsypiałem w ławce. Postawiło mnie na nogi „przejście
na klęczkach” wkoło ołtarza, było to dla mnie śmieszne
i zarazem męczące, zważywszy na mój stan. Następnie rozpoczęło
się pisanie próśb do Matki Bożej. Każdy o coś prosił,
więc i ja zdefiniowałem swoją prośbę, którą zapisałem
na kartce. Poprosiłem Matkę Bożą o hamburgera. Dobrze
przeczytaliście, o hamburgera. Zapewne teraz na twarzach
niektórych z was pojawił się uśmiech, ale zapewniam was,
10
to nie jest śmieszne, tylko żałosne. Pobyt na Jasnej Górze
był dla mnie dobrą zabawą. Kiedy już dorosłem, sumienie
nie dawało mi spokoju. Bardzo żałowałem tego czynu,
ale czasu nie mogłem cofnąć. Pojechałem więc do Częstochowy,
prosząc Maryję o wybaczenie. Sumienie jednak
nadal mi to wyrzucało, byłem ciągle daleko od Boga
i Maryi. Pewnego wiosennego dnia moją miejscowość
nawiedzała kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
Uczestnicząc w tej uroczystości, ponownie błagałem
Maryję o wybaczenie tamtego czynu. Czułem się okropnie,
byłem zdruzgotany, a łzy bezustannie cisnęły się do oczu.
Pamiątką tego wydarzenia jest obraz Matki Boskiej
Częstochowskiej, który po dziś dzień wisi nad moim łóżkiem
i przy którym się modlę. Od czasu tego nawiedzenia
obrazu do kolejnego, które odegrało w moim życiu
kluczową rolę, minęło aż osiem lat. Pracowałem wówczas
w seminarium duchownym. Szatan nie pozwalał mi się
modlić do Maryi, szczególnie gdy odmawiałem Litanię
loretańską lub Akt oddania się Najświętszej Maryi Pannie.
Bluźnił i rzucał wszelkimi wulgaryzmami, robiąc to przez
moje myśli i wargi, które przygryzałem zębami. Napływające
myśli próbowałem obcinać w połowie, nie przestając się
modlić. Miałem nadzieję, że to kiedyś minie, że wygram
tę walkę. Błagałem Boga, żeby stało się to jak najszybciej,
aby mi dopomógł. Były też chwile, kiedy zastanawiałem
się, czy w ogóle się modlić, bo cóż to za modlitwa, przepełniona
wulgaryzmami… Zdawałem sobie jednak sprawę
z tego, że chodzi mu właśnie o to, abym przestał się modlić.
11
Zrobiłem więc tak: w osobnej modlitwie prosiłem Boga
i Maryję o wybaczenie i siłę do modlitwy, abym nie zwątpił,
nie zrezygnował. Gdy już przystępowałem do litanii
czy wypowiadania aktu, skupiałem się jedynie na sensie tej
modlitwy. Na początku było to trudne, ale wkrótce zobaczyłem,
że skutkuje, bo pomimo natrętnych myśli byłem
spokojny i modlitwę doprowadzałem do końca, z radością
wierząc, że Matka Boża słucha tylko tych słów, które płyną
ode mnie, z serca.
Szatan w swej przebiegłości postanowił rozegrać to
inaczej.
Szukając czegoś w Internecie, natrafiłem na pewną
stronę, która była podpisana jako strona katolicka. Wszedłem
na nią z ciekawości, gdyż była poświęcona Maryi,
a dokładnie należnej Jej czci. Ta niby-katolicka strona
przedstawiała Matkę Bożą jako zwykłą kobietę, która była
jedynie matką Pana Jezusa, mającą zresztą więcej dzieci,
a hołdowanie Jej osobie miało być wielkim nieporozumieniem.
Choć nie miałem wątpliwości, że to szatańskie dzieło,
wywołało to w mojej głowie ogromny zamęt, z którym nie
mogłem sobie poradzić, choć wiedziałem, po co to wszystko.
Byłem rozbity i miałem jeszcze większe problemy z modlitwą
do Maryi. Zacząłem się modlić do Boga o rozeznanie.
Nie musiałem długo czekać, odpowiedź dostałem niemalże
natychmiast, to znaczy w ciągu dwóch dni. Był koniec tygodnia,
co wiązało się z powrotem do domu. Dowiedziałem
się, że w kościele seminaryjnym, gdzie właśnie pracowałem,
będzie nawiedzenie kopii obrazu Matki Boskiej
12
Częstochowskiej. Myślałem o tym, aby zostać, lecz równie
mocno chciałem jechać do domu, do rodziny. Sprawę
rozstrzygnął „przymus”. Tak się złożyło, że nie miałem za
co jechać do domu i musiałem zostać na kolejny tydzień.
Taka sytuacja miała miejsce pierwszy i ostatni raz podczas
mojego pięcioletniego pobytu w tym seminarium. Pomyślałem
sobie, iż tak właśnie chce Bóg, więc przyjąłem to
z pokorą, ciesząc się, że będę mógł przeżyć kolejne nawiedzenie
Najświętszej Maryi Panny. Bogu niech będą dzięki!
Nadeszła niedziela, dzień nawiedzenia, znów kwiecień.
Gdy stałem na placu przed kościołem, czekając na przyjazd
Niepokalanej, byłem spokojny i radosny. Lecz gdy
obraz wyłonił się z samochodu, zalał mnie potok łez, które
usilnie starałem się maskować. Gdy obraz się zbliżał, niemal
szlochałem. Czułem pałającego nienawiścią szatana,
który nie mógł znieść zbliżającej się Maryi, Jej Triumfu.
Robił wszystko, abym odszedł. Nadszedł moment, kiedy
obraz był już przy mnie. Klęknąłem i wszystko odeszło. Na
mojej twarzy pojawił się uśmiech, a w sercu wielka radość.
Łzy szybko wyschły, było tylko szczęście. W ciągu dwóch
kolejnych nocy uczestniczyłem w czuwaniu, modląc się do
Matki Bożej i dziękując Bogu za tę łaskę, bo już wiedziałem,
wszystko rozumiałem. Mój umysł był czysty, a w sercu
miałem tylko miłość.
Dziś jestem szczęśliwy, bo żyję miłością, Bożą miłością,
miłością do bliźniego, której ciągle i bezustannie uczy
mnie Bóg. Tylko On, Bóg, jest jedyną, prawdziwą, nieskończoną
miłością.
13
Dziś jestem czujny, a kiedy mam problem z rozeznaniem
szatańskich pułapek, których nie brakuje, powierzam
to z ufnością Bogu, a Bóg prowadzi, odpowiada,
czasami natychmiast, czasami muszę być bardziej cierpliwy.
Odpowiada zdarzeniami, odpowiada przez ludzi,
odpowiada osobiście ‒ przez Ducha Świętego, Ducha
Prawdy. Nie ma już miejsca na rozważania, bo nie ma innej
prawdy.
To nie znaczy, że nie wpadam w szatańskie pułapki i nie
jestem kuszony. Wpadam, lecz Bóg stoi na straży i wyciąga
mnie z sideł, ucząc mnie ciągle, uświadamiając diabelską
przebiegłość i zuchwałość. To po to, abym nie zapomniał…
Tak więc ufajcie Bogu we wszystkim jak dziecko, całym
sercem, a nie będziecie rozczarowani.
Na koniec kilka wskazówek dla tych, którzy mają kłopot
z modlitwą do Przenajświętszej Maryi, Matki Pana,
Matki Boga:
‒ po pierwsze: proście Boga, aby wyplenił z waszego
serca i waszej głowy wszelkie chwasty i prowadził was
przez swojego Ducha, Ducha Świętego;
‒ po drugie: tuż przed modlitwą do Matki Bożej (np.
nowenną czy różańcem) proście o wybaczenie tego, co
złego czynicie podczas takiej modlitwy, czy to bluźnierstw,
czy wulgaryzmów, czy czegokolwiek innego ‒ szatan
tego nie znosi, jest upokorzony, bo tak naprawdę prosicie
o wybaczenie nie dla siebie, lecz dla niego, bo to, co złe
w waszej modlitwie, to nie wy, to właśnie on, ten, który
robi to wszystko, abyście czuli się źle, czuli do siebie złość
i obrzydzenie, abyście przestali się modlić;
‒ po trzecie: gdy się już modlicie, skupcie się tylko na
sensie modlitwy, a to, co dzieje się „w trakcie”, przyjmujcie
spokojnie, z pokorą ‒ Maryja słucha tylko waszych słów
i tego, co płynie z waszego serca, a szatanowi zmiażdży
głowę;
‒ po czwarte: dziękujcie Bogu za wszelkie łaski, jakie
otrzymaliście, ale dziękujcie także za wszystkie trudne
sprawy, których doświadczyliście.
Najskuteczniejszym sposobem na „zamknięcie szatanowi
ust” jest jednak akt strzelisty ‒ na przykład: „Kocham
Cię, Jezu” lub „Kocham Cię, Matko” (przy różańcu). Tak
czyńcie również w stosunku do wszystkich świętych, których
prosicie o wstawiennictwo, jeśli szatan wam w tym
przeszkadza.
Tak więc módlcie się i ufajcie. Ufajcie Bogu, bo Jego
miłość zawsze zwycięża.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
15
2. Jan Paweł II
Historia, którą teraz opowiem, jest niezbitym dowodem,
niepodważalnym świadectwem na wstawiennictwo
i świętość Jana Pawła II. Jej początek miał miejsce pięć
lat po śmierci Ojca Świętego. Otrzymałem prezent, to
była relikwia, fragment szaty papieskiej, którą nosił Jan
Paweł II. Gdy papież zmarł, siostry zakonne przebywające
wówczas w Watykanie pocięły ją na fragmenty, aby
otrzymać z niej pamiątkę po zmarłym papieżu, słudze
Bożym, umiłowanym w Chrystusie Jezusie. To właśnie
jeden z tych fragmentów jest w moim posiadaniu. Jest
to niewielki skrawek materiału, od którego wszystko się
zaczęło.
Był kwiecień roku 2010. Moje życie w tym czasie było
jednym wielkim koszmarem, byłem człowieczym wrakiem,
tak psychicznie, jak i fizycznie, bez chęci do życia
i bez jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Taki stan trwał
już wiele lat. Wiedziałem wówczas, że przyczyną tego
stanu są jakieś złe siły, bo „pech”, jakiego miałem, doznania,
jakich doświadczałem ja i moja rodzina, przekraczały
możliwości racjonalnego wytłumaczenia. Nie potrafiłem
nazwać tych sił, choć próbowałem na wszelkie sposoby,
16
począwszy od czarów, poprzez uroki czy klątwy. Tak
wtedy myślałem, ponieważ zajmowałem się wszystkim,
co było sprzeczne z nauką Jezusa Chrystusa, której wtedy
w zasadzie nie znałem, nie docierała do mnie. Byłem
zafascynowany okultyzmem, wszelkimi rodzajami magii,
radiestezją, energioterapią i wszystkim, co można umieścić
w kręgu parapsychologii. Potrafiłem czynić wiele niezwykłych
rzeczy, które wybiegają poza naturę człowieka,
a wszystkie swoje niby-zdolności chciałem wykorzystywać,
aby pomagać innym. Problem pojawił się, kiedy „wiedza”
i możliwości, jakie posiadłem, zaczęły mnie przerastać.
Myśli rodzące się w mojej głowie były całkowicie
sprzeczne z moim sumieniem, a ono przez całe moje życie
było wyjątkowo głośne. Zdałem więc sobie sprawę z tego,
jak bardzo niebezpieczne są takie zdolności w rękach człowieka.
Co by było, gdyby każdy tak miał, gdyby każdy
mógł się tego nauczyć, a miłości by nie miał? To jednak
mnie nie usprawiedliwia, bowiem wystąpiłem przeciwko
pierwszemu przykazaniu, a Jezusa uważałem za doskonałego
psychologa, który w umiejętny sposób wykorzystywał
swoje zdolności. W Boga wierzyłem. Diabła nie
czciłem. Byłem pyszałkiem i zarozumialcem, lecz wrażliwym
na ludzką krzywdę, a moją uczciwość często uważano
za przejaw głupoty. Może nawet chciałem dorównać
Bogu i poznać Jego tajemnice. „Któż jak Bóg?”. Niektóre
poznałem, ale nie wtedy, a to tylko dlatego, że Bóg tak
chciał. Nie ja, taka była Jego wola. Dziś Pan uczy mnie
swej miłości, pokory i cierpliwości.
17
Nie lękam się szatana, choć widziałem go w pełnej okazałości.
Choć jego ataki są trudne do zniesienia, przyjmuję
je z pokorą, bo ufam Bogu.
Wszystko wydarzyło się dzięki, dziś już świętemu,
Janowi Pawłowi II. To dzięki jego wstawiennictwu Bóg
postawił na mej drodze wielu wspaniałych ludzi, wielu
księży, którym pragnę w tym miejscu serdecznie podziękować.
Bóg zapłać.
Otrzymałem od Boga więcej, niż mógłbym zapragnąć,
dostałem nowe życie. Gdy zakończył się nade mną Sąd
Boży, a oskarżyciel wciąż oskarżał, Pan przemówił do
mnie tymi słowami: „Czemu się zadręczasz? Twoje grzechy
zostały ci odpuszczone, jesteś jak narodzony na nowo!”.
Od tego momentu właśnie tak się czuję, jak narodzony
na nowo, a wszystkie grzechy zostały wyrzucone z mego
serca, zostały oddalone jak wschód od zachodu.
Wszystko zaczęło się tak…
Jak już wspomniałem, był rok 2010, mniej więcej połowa
kwietnia. Miałem sen. Przyśnił mi się Jan Paweł II. Siedziałem
na krześle w pierwszym rzędzie w sali wypełnionej
ludźmi, jakby na audiencji, bo na środku stał papież.
W pewnym momencie spojrzał na mnie i podszedł bliżej.
Położył prawą rękę na mojej głowie i powiedział: „Błogosławię
Cię w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”. Wtedy
się przebudziłem, byłem bardzo poruszony. Rano wszystkim
opowiadałem swój sen. W tym czasie, jak już wspomniałem,
moje życie było prawdziwym koszmarem. Minął
może tydzień. Zadzwonił telefon. To był mój przyjaciel.
18
Ten, od którego dostałem wspomnianą relikwię. Zapytał,
czy jestem zainteresowany pracą w seminarium duchownym.
Byłem zaskoczony, trochę się bałem, bo to przecież
nietypowe miejsce, w dodatku daleko od domu. Szybko
powiązałem tę propozycję ze snem, w którym papież mnie
błogosławił, i nabrałem odwagi. Przyjąłem ofertę.
Pracę rozpocząłem, o ile dobrze pamiętam, 27 kwietnia
‒ w moje urodziny. Mój duch odżył, czułem się tam
znakomicie. Niesamowity spokój, wspaniali ludzie, nie
znałem wcześniej niczego podobnego. Stanąłem na nogi,
moje życie się unormowało, choć w domu byłem tylko
gościem. Z biegiem czasu coraz bardziej brakowało mi
rodziny i ostatecznie po pięciu latach wróciłem do domu ‒
również w kwietniu, gdy moje przeznaczenie się wypełniło.
Zanim to się jednak stało, zbliżał się dzień kanonizacji,
błogosławionego wówczas, Jana Pawła II. Znów
27 kwietnia ‒ moje urodziny. Postanowiłem zrobić sobie
prezent i pojechałem do Rzymu. Droga na plac Świętego
Piotra trwała całą noc, była to walka ze wszystkimi
ludzkimi słabościami. Kto tam był, wie, o czym mówię.
Udało się. Rano dotarłem na plac. Szczęście niepojęte.
Pojechałem tam z pewną intencją. Gdy rozpoczęła się
msza kanonizacyjna, wypowiedziałem swoją wielką prośbę
do Jana Pawła II: „Ojcze Święty, Janie Pawle II, proszę
Cię, błagam Cię, zdejmij ze mnie to, co nade mną ciąży,
czy to uroki, czy klątwy, czy cokolwiek innego, bardzo
Cię proszę, uwolnij mnie od tego”. Msza kanonizacyjna
dobiegła końca. Byłem szczęśliwy i bardzo wzruszony, że
19
mogłem osobiście przeżyć to wydarzenie. Bardzo pragnąłem
być tam w tym czasie. Wracając do swojego autokaru,
zostałem pierwszy raz w życiu okradziony, pewnie
nie ja jeden. Pomyślałem sobie wtedy: „O co chodzi?
Wszystko działa odwrotnie”. To był jednak tylko początek.
Po powrocie z Rzymu stałem się celem ataków szatana,
tych bezpośrednich, w których próbował mnie zabić,
a także pośrednich, podczas których byłem dręczony.
Kolejnym etapem był Sąd Boży, który przeszedłem. Byłem
zawstydzony i stałem się głupcem, a moja doczesna wiedza
i mądrość obróciły się w niwecz. Następnie Wielka
Łaska Boża i odpuszczenie grzechów, które oznajmił mi
sam Bóg.
Proces mojego nawrócenia rozpoczął Jan Paweł II,
a zakończył go Święty Jan Paweł II. Bogu niech będą
dzięki! Dziś jest mym stróżem z Bożą mocą sprawczą
w walce z szatanem, do której powołał mnie Bóg. Mym
przeznaczeniem nie jest głoszenie Ewangelii, to niech czynią
ci, którzy zostali do tego powołani przez Pana. Ja jestem,
by jej strzec. Jestem świadectwem i Boga, i diabła. Ja mówię
o wielkim miłosierdziu Bożym i o szatanie, o jego podstępności
i nienawiści, ale również o jego słabości. Nie
znacie go, nie wierzycie, nieświadomie zapraszacie go do
swych serc, a on zbiera żniwo. Nie piszę po to, byście się
bali, bo nie musicie, jeśli jesteście w Bogu. Czynię to ku
przestrodze. Czynię to dla was i dla chwały Bożej. Mówię
też o waszej śmierci, bo muszę, choć wolę mówić o miłości,
jaką obdarzył nas Bóg, i o Jego miłosierdziu. Wszyscy
muszą jednak wiedzieć, że zginą ci, którzy się nie nawrócą,
to o nich jest walka, wielka walka, której kres jest coraz
bliższy.
Niech was Pan Bóg błogosławi! Ojciec, Syn i Duch
Święty.
21
3. Jak diabeł chciał mnie opętać
Było lato roku 2013. Spałem, był środek nocy. Przebudziło
mnie uderzenie potężnej siły zła, które przybierało jeszcze
bardziej na sile, wdzierając się w moją klatkę piersiową.
Od razu wiedziałem, co się dzieje, kto to jest, bo jakby na
wstępie, przy uderzeniu wyrył w mojej głowie swoje imię:
Lucyfer. Byłem całkowicie sparaliżowany, nie mogłem
krzyczeć, nie mogłem się ruszyć, a nawet mrugnąć. Jedynie
mój umysł był całkowicie sprawny. To, co we mnie
wchodziło, widziałem sercem i umysłem, gdyż oczy miałem
zamknięte. Natychmiast rozpocząłem modlitwę. Im
intensywniej się modliłem, tym bardziej on się wdzierał. To
była niewątpliwie prawdziwa walka o życie, która trwała
przynajmniej kilkanaście minut. Tak przynajmniej mi się
wydaje, choć każda upływająca sekunda była jak wieczność.
Traciłem siły, a on się wdzierał coraz bardziej i coraz głębiej
w moje serce. Nadszedł moment krytyczny. Przełamywał
już ostatnią barierę mojej broniącej się duszy.
Sądziłem, że nadszedł już koniec, i ostatkiem sił w swej
głowie wyduszałem z siebie słowa modlitwy. I nagle TRACH!
Znikł! Ciało wolne, dusza wolna, wewnętrzny spokój,
wielka ulga. Wstałem i usiadłem na łóżku. Siedziałem tak,
powoli odzyskując siły, gdyż byłem na skraju wyczerpania.
Nie czułem żadnego strachu, tylko ulgę, wielką, wielką
ulgę. Jak nagle się pojawił, tak nagłe znikł, w ułamku
sekundy. Nie opętał mnie. Byłem szczęśliwy. Myślałem,
że jestem taki silny, że nawet sam diabeł nie dał mi rady.
Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że to modlitwa, że to
Bóg wyrwał mnie z jego szponów. Bogu niech będą dzięki!
Moją walkę z Lucyferem można by porównać do człowieka
wiszącego na dachu wysokiego budynku, kurczowo trzymającego
się rynny ‒ kiedy brakuje mu sił i zaczyna spadać,
ktoś w ostatniej chwili łapie go za rękę i wciąga do góry.
Tak właśnie wyglądała próba opętania mnie przez Lucyfera.
Tak wyglądała walka o życie. Walka o życie, którą
wygrałem dzięki Panu, Bogu wszechmogącemu.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
23
4. Atak szatana ‒
na granicy śmierci
Wydarzenie to miało miejsce w czasie mojego pobytu
w seminarium duchownym. Wyjaśniam przy tym, że nie
jestem księdzem, mój pobyt w tym miejscu miał zupełnie
inną naturę.
Atak, o którym piszę, różnił się znacząco od pozostałych.
Celem złego było bezwzględne pozbawienie mnie
życia poza moją świadomością. Niemal wszystko odbyło
się podczas snu, jednakże finał był tuż po przebudzeniu.
To była noc poprzedzająca moje spotkanie z księdzem Piotrem,
egzorcystą, z którym byłem umówiony na spotkanie.
Niewiele brakowało, a do tego spotkania nigdy by nie
doszło, bowiem szatan w swej desperacji chciał mnie zabić
właśnie we śnie.
Ale do rzeczy… Była noc. Szatan nawiedził mnie we śnie.
Sen wyglądał następująco: Zostałem opętany, lewitowałem,
a demon mówił przeze mnie zachrypniętym głosem:
„Jesteś mój”. Ta krótka scena była powtarzana aż do
mojego przebudzenia. Ile razy? Nie wiem. Może dwadzieścia,
a może dwieście, a może dwa tysiące razy. To
24
w gruncie rzeczy jest nieistotne. Ważne było to, co działo
się tuż po przebudzeniu z tego koszmaru, gdy odzyskałem
pełną świadomość. Moje serce waliło jak oszalałe, uderzenia
były tak mocne, że niemal bolesne. W pewnym
momencie serce zaczęło rosnąć jak nadmuchiwany balon.
Czułem, jak się powiększa, a ciśnienie panujące we wnętrzu
zaraz je rozerwie. Miałem świadomość, że umieram,
że to są ostatnie chwile mojego życia, byłem całkowicie
bezradny. Sądziłem, że to zator w sercu, gdyż czułem, jak
odpływ krwi od serca jest zablokowany, jakby zatkany korkiem,
a napływająca krew rozsadzała je od środka. Bardzo
szybko wypełniło się do granic wytrzymałości, dokładnie
jak balon, pompowany tak mocno, aż robi się wielki, niemal
przezroczysty. Tak właśnie wyglądało moje rozdęte
serce i już prawie pękało, gdy wypowiedziałem te oto słowa:
„Nie będę lękał się zła, bo Pan jest przy mnie”.
I stało się, korek został wyciągnięty, krew zaczęła odpływać,
serce szybko się zmniejszało i powróciło do prawidłowego
rozmiaru. Nadszedł spokój, czułem błogość, czułem
bliskość Boga.
Dotarłem na umówione spotkanie, przebiegło bez zakłóceń.
To jednak nie był koniec. To wydarzenie odcisnęło
bowiem na mym sercu piętno, stało się jakby sensorem
wykrywającym obecność demonów. Czuję je w ludziach,
czuję ich potęgę, lecz nie zawsze i nie wszędzie, choć miewałem
takie dni, w których mógłbym oznaczać wszystkich
zniewolonych ludzi, którzy znajdowali się w pobliżu.
Dzięki Bogu nie jest to codziennością, bo któż by to zniósł…
25
Gdy czuję w jakimś człowieku demona, to modlę się za
niego w duchu. Ludzie zaś reagują różnie, bardzo różnie,
najczęściej odchodzą, gdy czują modlitwę, czasami mdleją.
Wszystko zależy od otwartości ich serc i łaski Bożej. Od
tamtej nocy, gdy przystępuje do mnie demon lub gdy czuję
go w innym człowieku, moje serce na chwilę się zatrzymuje.
Takie mam wrażenie. Zatrzymuje się dosłownie na jedną
lub dwie sekundy, a następnie rusza z impetem jednym
mocnym uderzeniem. Wcześniej nie znosiłem tego uczucia,
napawało mnie lękiem. Nigdy nie miałem pewności,
że ruszy. Ponadto ta chwila zazwyczaj oznaczała początek
walki z demonem. Walka taka to co najmniej kilka minut,
a najdłuższa do tej pory trwała trzy tygodnie. Dziś jest inaczej,
nie czuję już lęku, nie boję się śmierci, bo już ją w pewnym
sensie przeżyłem. Wszystko jest w rękach Boga, Pana
mojego, gdyż Bogu oddałem swe życie i wszystko, co moje.
Przez to świadectwo chcę powiedzieć, że szatan, czy
też demon, nie musi używać nadzwyczajnych mocy, aby
zniszczyć człowieka czy nawet go zabić. Wystarczy mu ta
prosta zdolność kreowania widzeń sennych, a organizm już
sam odpowiednio zareaguje. Oczywiście nie jest to zasada,
ale jedna z możliwości. Chcę w tym miejscu jednak podkreślić,
że mówię tylko o tych demonach, które w większym
lub mniejszym stopniu poznałem, czy też których
doświadczyłem. Wciąż się uczę, bo każdy nowy dzień to
nowe doświadczenia.
Gdybym jednak opisanego powyżej ataku nie przeżył,
zapewne sekcja moich zwłok wykazałaby jako przyczynę
zgonu zator i zawał serca. Prawdopodobnie właśnie to
miało miejsce, tak to przynajmniej wyglądało. Sekcja nie
wykazałaby jednak jednego, że przyczyną tego stanu rzeczy
był krótki, powtarzający się demoniczny sen i towarzyszące
mu odczucia.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
27
5. Szatan obnażony
Wydarzyło się to mniej więcej rok po próbie opętania mnie
przez Lucyfera, o czym pisałem już wcześniej. Przebywałem
wówczas we wspomnianym przeze mnie seminarium
duchownym. Pewnej nocy przebudził mnie jakby
podmuch przenikającego zła. Dostałem gęsiej skórki, włosy
na głowie się zjeżyły. Podniosłem się i usiadłem na łóżku.
Odczucie zła przybrało niewymowny charakter. Podniosłem
wzrok i ujrzałem go. Siedział na łóżku obok, mniej
więcej półtora metra ode mnie. Patrzyłem na niego, a on
siedział, był całkowicie bierny, jakby w zadumie, jakby
w pokorze, jakby bezradny. Widziałem go dobrze, choć
była noc, gdyż światło z przeciwległych okien oświetlało to
miejsce. To nie jego widok był straszny. Przerażające było
to, co z niego płynęło, z wnętrza, z jego serca. To niepojęta
potęga zła, która przekracza ludzkie wyobrażenia, nie
do opisania, nie do porównania z czymkolwiek, co znamy.
Czułem to wszystko całą swoją duszą, całym swoim sercem
i wszystkimi zmysłami. Już na początku przekroczyłem
granicę ludzkiej wytrzymałości. Nic nie mogłem na
to poradzić, musiałem to znosić, bo taka była wola Boga.
Miałem dogłębnie to poznać, poznać potęgę zła, potęgę
28
szatana i pozostać przy życiu. To wszystko po to, by móc
wam powiedzieć, kim on jest, że istnieje naprawdę, abyście
się opamiętali i nie wchodzili w jego sidła z otwartymi
ramionami. Przez cały ten czas, a trwało to mniej
więcej pół godziny, dosłownie krzyczałem modlitwą, prosząc
Boga, aby to się już skończyło. Krzyczałem tak głośno,
jakby mnie ze skóry obdzierano. Zapewne wielu mieszkańców
tego wielkiego gmachu słyszało wtedy mój modlitewny
krzyk, przecież był środek nocy. Gdyby nie to, że
to było seminarium, gdzie modlitwy są czymś naturalnym,
także nocą, zapewne zbiegłoby się wielu mieszkańców, aby
sprawdzić, co się dzieje.
Nadeszła w końcu upragniona chwila, Bóg powiedział:
„Dość”. Szatan znikł w ułamku sekundy jak bańka mydlana.
Nastała błogość, cudowna, wspaniała, niewymowna. Siedziałem
jeszcze długo, odzyskując siły, pławiąc się w Bożej
miłości, w Bożej obecności.
Taka to była noc.
Poniższe szkice przedstawiają obraz szatana, jaki wówczas
widziałem
Szatana widziałem w pozycji siedzącej. Jego sylwetka
zbliżona była do sylwetki człowieka siedzącego na brzegu
łóżka, pochylonego do przodu z lekko opuszczoną głową,
jakby wpatrzonego w podłogę. Całość była jedynie bryłą
o określonym kształcie. Był to czysty byt duchowy bez
jakichkolwiek zarysowań nóg czy rąk. Wyróżniała się jedynie
głowa, niby podobna do ludzkiej, ale jakby trochę bardziej
wydłużona. Za głową widoczny był garb, od którego

30
rozciągały się owalne plecy. Górna część do złudzenia
przypominała siedzącego sępa ze złożonymi skrzydłami,
tyle że zamiast dzioba miał głowę przypominającą ludzką.
Całość wyglądała jak cień lub czarna dziura o określonym
kształcie, kształcie siedzącego czarnego anioła. Nie do opisania
było to, co się z niego wydobywało, ta niepojęta siła
zła, jakby nienawiść pomieszana ze wściekłością i gniewem.
Szatan czy diabeł to upadły anioł pozbawiony światła,
przesiąknięty wielką nienawiścią, to czysty byt duchowy,
nieposiadający powłoki cielesnej i ‒ co za tym idzie ‒ twarzy,
oczu, uszu, włosów, żadnych rogów czy też kopyt.
Nie poznałem wówczas jego imienia, bowiem nie mógł
mówić. Dziś już znam jego imię, to Emoc. To on otrzymał
pełnię władzy nad emocjami, jednak wtedy był jeszcze
na uwięzi. Jego potęga jest wielka, o wiele większa
niż Lucyfera, którego znam doskonale i który próbował
mnie opętać. Lucyfer opętał również mojego syna i zabił
go, topiąc w rzece przy pomocy swoich zastępów, po czym
nazwał mnie inwalidą, śmiejąc się szyderczo poprzez tego,
który nazywa się dyrektorem i zawiaduje duchami śmierci.
Ile już razy chciał mnie zabić, nie zliczę. Lecz dziś to on
jest zwierzyną, a ja jestem myśliwym. Dziś to ja go tropię
i wyrywam mu to, co bezprawnie zagarnął. Nie czynię tego
z nienawiści do niego, bowiem w sercu, które trwa w miłości,
nie ma miejsca na nienawiść, nawet do szatana. Co
prawda nie potrafię go kochać, tak jak kocha go Bóg, lecz
chwilami jest mi go żal, że stracił na zawsze to, co najpiękniejsze.
Czasami jestem zwyczajnie wkurzony, gdy widzę,
co czyni z człowiekiem. Nie jestem w tej walce sam, gdyż
Pan jest ze mną i Niepokalana, zawsze Dziewica Maryja,
i Michał, i zastępy anielskie, i święci w niebie. Diabeł zaś
jest jak pyłek na wierze, gdy staje przed potęgą Bożą. Czasem
jest tak, że chciałby wyjść z człowieka, ale nie może,
bowiem Bóg ma inne plany, wtedy cierpi, bardzo cierpi.
Plany Boże są doskonałe, a wola Boża jest święta.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.

33
6. Sąd żywych
Drodzy bracia i siostry, oto nadszedł czas, abyście poznali
pierwszą tajemnicę ‒ tajemnicę Sądu żywych. Odsłaniam
wam dziś tę tajemnicę z woli Pana naszego, Jezusa Chrystusa.
Przekazuję ją wszystkim ludziom na ziemi, aby każdy
był świadomy i przygotowany, gdy nadejdzie jego godzina.
Nie zostało mi to objawione, lecz jestem tego świadectwem
i świadczę swoim sercem, bowiem to ja byłem sądzony
w czasie swego żywota. Tak i wy będziecie, każdy w swoim
czasie.
Oto, jak wyglądał sąd nade mną.
Byłem sądzony z całego swego życia, odkąd tylko miałem
świadomość grzechu (wczesne dzieciństwo). Był oskarżyciel
(po lewicy) i obrońca (po prawicy), których nie widziałem
i nie słyszałem. Pierwszy przedkładał grzechy, jakich
się dopuściłem, drugi zaś akty miłosierdzia. Nie wszystkie
grzechy popełnione w życiu zostały jednak przedłożone,
jedynie wybrane, takie, które najbardziej mnie pogrążały,
głównie te przeciw pierwszemu przykazaniu (praktyki
okultystyczne, wróżby itp.), grzech pychy i świętokradztwa
(w szkole podstawowej wraz z kolegą wyjęliśmy ze
skarbonki kościelnej banknot, za który kupiliśmy sobie
34
lody), bluźnierstwa, egoizm… Gdy oskarżyciel wyciągał
kolejny grzech, obrońca natychmiast stawiał przeciwwagę.
I choć wszystko ważyło się niczym na szali, to Sędzia badał
wszystko bardzo wnikliwie, gdyż ‒ takie miałem wrażenie
‒ oskarżyciel znacznie zawyżał wagę swoich argumentów.
Sądził mnie Sędzia sprawiedliwy, na którego majestat
nie byłem godzien spojrzeć, albowiem byłem zawstydzony,
a wstyd mój był tak wielki, iż trudno mi było go udźwignąć.
Sąd trwał ponad tydzień. Wszystko odbyło się w moim
sercu. Choć sąd nade mną się zakończył, oskarżyciel wciąż
nie przestawał oskarżać i desperacko wyciągał coraz to
nowe grzechy, jakby nie mógł się pogodzić z werdyktem,
a obrońcy już nie było. Pozostał tylko wstyd, który mnie
powalał, tylko żal, jaki miałem w sercu, i pytanie, jak ja
sobie to wybaczę, i czy to w ogóle możliwe.
Wtedy usłyszałem głos Sędziego, głos Boga miłosiernego,
już nie w sercu, lecz na własne uszy. Pan, Bóg
Ojciec wszechmogący, zawołał do mnie donośnym głosem:
„Czemu się jeszcze zadręczasz, twoje grzechy zostały
ci odpuszczone! Jesteś jak narodzony na nowo!”. I został
zdjęty ze mnie wstyd, bo przyszło odpuszczenie. Nie wstydzę
się już owych grzechów, gdyż zostały zmyte.
Tak więc drodzy moi, bądźcie pewni, że gdy staniecie
przed majestatem Pańskim za żywota jak ja, to nie będzie
wam dane mówić, i nikt nie będzie mówił, bo uczynki
wasze będą mówić za was. Czy tak samo jest po śmierci?
Nie wiem. Myślę, że podobnie. Jednego jestem pewien ‒
każdy stanie w prawdzie i zobaczy wnętrze swego serca.
35
Żyjcie więc rozważnie, by nie być zawstydzonym, jest to
bowiem wstyd niepojęty, który trudno udźwignąć. Dbajcie
o czystość waszych serc i nie ze strachu przed diabłem,
i nie ze strachu przed piekłem, i nie ze strachu przed karą,
lecz ze względu na to, by nie być zawstydzonym. Bądźcie
miłosierni, bo z miłości będziecie sądzeni. Gdy zaś będziecie
sądzeni, to z uczynków i grzechów waszych.
Odpuszczenie jednak nie za uczynki przychodzi, lecz
przez miłosierdzie Boże.
Wszystkie uczynki i grzechy są zapisane jak na twardym
dysku, lecz nie ze wszystkich będziecie sądzeni, gdyż te,
które zostaną wam na ziemi odpuszczone, przestają istnieć,
zostają jakby wykasowane, oddalone od was, zaś te,
w których trwacie, będą zatrzymane i będą was pogrążać.
Człowiek w ciągu życia zbiera wiele grzechów, lecz
większość z nich jest mu odpuszczona jeszcze na ziemi, za
żywota, poprzez sakramenty pokuty i pojednania, zadośćuczynienie,
jałmużnę, akty miłosierdzia, miłość do Boga
i ludzi. Jeden akt miłosierdzia może zatrzeć wiele grzechów!
„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia
dostąpią” (Mt 5, 7).
Drogi do nieba
1. Pierwsza droga jest prosta, lecz długa i stroma, i niełatwo
dostać się nią do nieba.
2. Druga droga jest krótsza (jakby na skróty). To Brama
Niebieska ‒ ratunek dla grzeszników. Kto wchodzi do nieba
przez tę bramę, nie podlega już sądowi, choć musi stanąć
w prawdzie, albowiem wejście przez tę bramę jest już miłosierdziem
Bożym.
3. Trzecia droga jest najkrótsza i najprostsza. To droga,
którą pójdę, jeśli wytrwam do końca. Już wielu przede mną
nią poszło, choć to ta sama droga. Znacie ją z Ewangelii.
I choć wszystkie te drogi są jedną drogą, to każda jest inna,
różnią się od siebie. Jak jeden jest Bóg i Trzy Osoby Jego.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
37
7. Bóg kocha każdego
Drodzy bracia i siostry, oto daję wam świadectwo niepojętej
miłości Bożej, tego, jak bardzo Bóg kocha każdego
z nas – to nie są puste słowa, lecz najprawdziwsza prawda.
Bóg kocha każdego, wierzącego i niewierzącego, kocha
złodzieja i kocha zabójców, kocha szyderców, jak i nierządnice.
Po prostu kocha wszystkich! Kocha i czeka z Bożą
cierpliwością. Każdy człowiek ma otwartą drogę powrotu
do Boga, lecz nie każdy o tym wie, a i nie każdy chce z tej
szansy skorzystać. Zginąć muszą więc wszyscy, którzy się
nie nawrócą, którzy nie skorzystają z tej drogi powrotu,
ofiarowanej nam przez Boga, przez Jezusa, Pana naszego.
Prawda jest jedna i niezaprzeczalna, albowiem każdy
człowiek, choćby nie wiem, jak straszne zbrodnie w życiu
popełnił, ma szansę poznać to wielkie miłosierdzie Boże,
jeśli będzie tego pragnął, jeśli o to będzie prosił, jeśli z jego
serca wypłynie szczery żal, jeśli przyjmie z pokorą pokutę.
Nie mówię o paragrafach i prawie ludzkim, lecz o prawie
Bożym. Poświadczam wam dziś, bracia, swoim sercem,
że każdy z was, choćby był największym grzesznikiem,
może dostąpić miłosierdzia, jeśli tylko prawdziwie otworzy
swe serce dla Chrystusa. Są tacy ludzie, którzy stali się
38
niewolnikami diabła, i tacy, którzy mają zatwardziałe serca
i nie mogą sobie pomóc. Szczera i wytrwała modlitwa za
nich nie pozostanie jednak obojętna dla Boga. Nie módlcie
się jednak tylko o uwolnienie od demonów, lecz o szczere
nawrócenie, bowiem w sercu, w którym Bóg prawdziwie
zamieszkał, diabeł nie znajdzie nic dla siebie. Czasami Pan
dopuszcza diabła, czasem trudno nam zrozumieć, dlaczego
tak się dzieje, jednak plany Boże są doskonałe i nie dzieje
się to bez powodu. Pragnę, abyście wiedzieli, że dopóki
człowiek trwa przy życiu, ma szansę pojednania się Bogiem.
Później wszystko się zmienia. Dusza już nie może sobie
pomóc, jedynie modlitwy żyjących mogą zmniejszyć jej
cierpienia, a nawet przyczynić się do wejścia przez Bramę
Niebieską, pod warunkiem że ma się kto za tę duszę modlić
i że nie została potępiona na wieki.
Jako świadectwo przytoczę ostatnie wydarzenia, które
miały miejsce w mojej rodzinie.
Jakiś czas temu zmarł mój kuzyn. Był typem awanturnika,
który życie przeszedł raczej z daleka od Boga, tak
przynajmniej wyglądały pozory. Miał troje rodzeństwa,
wśród nich siostrę Irenę, z którą był mocno skłócony. Irena
po śmierci brata postanowiła, że przez trzydzieści kolejnych
dni będzie odmawiać za niego modlitwę. Było to poważne
wyzwanie, lecz dotrwała do końca. Jakaż była jej radość,
gdy trzydziestego dnia po odmówieniu ostatniej modlitwy
we śnie przyszedł do niej brat, ten właśnie awanturnik, za
którego tak gorliwie się modliła. Powiedział: „Kocham
39
cię, jest mi tam dobrze”, pocałował ją w policzek i odszedł.
Szczęśliwy ten, kto ma kogoś takiego jak Irena.
A oto kolejna prawdziwa historia, którą pragnę się
podzielić, aby wszyscy wiedzieli, jak miłosierny jest Bóg.
W moim życiu był czas, kiedy modliłem się za pewnego
zniewolonego przez szatana człowieka. Prosiłem Pana
o uwolnienie go z mocy złego, prosiłem również, aby Bóg
w swej łaskawości pozwolił mi odpokutować jego uczynki
i grzechy. Chodziło o mojego syna, którym zawładnął
Lucyfer. Trwało to dość długo, lecz w końcu Bóg mnie
wysłuchał ‒ może przez moją namolność, nie wiem.
Tak stałem się narzędziem w rękach Mistrza. Pan posłał
mnie za morze. Dostałem tam pracę, nigdy nie wiedziałem,
co przyniesie dzień. Byłem wśród największych grzeszników,
zabójców, dewiantów, złodziei, sług szatana, wielu otaczających
mnie ludzi było wytatuowanych od stóp do głów
postaciami diabła, chyba we wszystkich możliwych wydaniach.
To były dla mnie szczególnie trudne chwile. Spłynęły
na mnie ich wszystkie grzechy, a raczej ich ciężar, czułem
je wszystkie, przytłoczyły mnie. Modliłem się jednak
za wszystkich tych ludzi w wielkiej pokorze i w ciągu dnia,
i w nocy, a moja miłość do nich była niepojęta, choć czułem
ich grzechy i straszne występki. Tak wiedzcie, że jeśli ja,
człowiek, mogę kochać wielkiego grzesznika, to cóż
dopiero Bóg. Każdego dnia rozważałem, dla którego z nich
posłał mnie Pan. Okazało się, że dla żadnego z nich, ich serca
nie były gotowe, nie było w nich skruchy i żalu za grzechy,
przeciwnie ‒ chełpili się tym. Przyszedł jednak ten dzień,
40
w którym wszystko się stało, i plan Boży się ziścił, plany
Boże są doskonałe. W ciągu jednego dnia Pan postawił
przede mną dwóch ludzi. Pobłogosławiłem ich, gdyż takie
pragnienie poczułem w swym sercu, i to o nich dziś opowiem.
Pierwsze błogosławieństwo
Robert był moim jedynym niewytatuowanym współpracownikiem.
Był najspokojniejszy i najbardziej odpowiedzialny
w całej załodze (brałem pod uwagę wszystkich,
tylko nie jego). Nie miałem pojęcia, że to właśnie o niego
chodzi Bogu.
Był dzień wypłaty, której niestety, albo stety, z jakichś
niejasnych powodów nie otrzymaliśmy. Potrzebowałem
pieniędzy, całkiem sporej gotówki, gdyż musiałem w tym
dniu oddać pożyczkę. Zwrotu oczekiwał człowiek, który
udzielił mi tej pożyczki, bym mógł pomóc inemu człowiekowi
zapłacić za mieszkanie. Byłem w kropce, nie wiedziałem,
co mam robić. Wtedy Robert zaproponował pomoc.
Powiedział, że pożyczy mi pieniądze, ale nie ma przy sobie
takiej kwoty, więc muszę jechać z nim do domu. Byłem
zaskoczony, nie wiedziałem, czy powinienem przyjąć tę
pomoc. Prawie się nie znaliśmy. Nie miałem jednak wyjścia,
miałem tylko jego. Nikt spośród osób, do których dzwoniłem
w tym dniu, chcąc prosić o pomoc, nie odebrał telefonu.
Wsiadłem z nim do pociągu, by pojechać po pieniądze.
Droga trwała około godziny. Przez większość podróży milczeliśmy,
nie wiedziałem, o czym z nim rozmawiać. Było
41
mi głupio, czułem się niezręcznie. W końcu po dłuższym
milczeniu zapytałem od niechcenia: „Chodzisz czasem do
kościoła?”. I wtedy się zaczęło. Wylał z siebie cały ból, jaki
nosił przez długie lata w swym sercu. Opowiedział mi, jak ‒
kiedy był jeszcze nastolatkiem ‒ ksiądz uderzył go w twarz,
próbując zmusić do modlitwy. Dzięki Bożej łasce ujrzałem
w jego sercu wielką ranę. Opowiadał, jakie trudności napotyka
jego rodzina przy załatwieniu jakiejkolwiek, choćby
najbardziej błahej, sprawy w kancelarii parafialnej. Powiedział,
że jest wierzący, lecz nie chodzi do kościoła, bo nie
znosi księży, ciągle ma z nimi jakieś problemy.
Wiedziałem, co mam czynić, poczułem w swym sercu
wielkie pragnienie, aby go pobłogosławić, lecz nie wiedziałem,
jak i co mam powiedzieć. Nie robiłem tego wcześniej.
Pytałem więc w duchu Boga, jak mam to uczynić. Podróż
dobiegła końca, poszliśmy do domu, pokazał mieszkanie,
chwilę pogadaliśmy i dał mi pieniądze. Gościłem
u niego krótko, bardzo mi się spieszyło, musiałem jeszcze
jechać na drugi koniec miasta, by oddać pieniądze.
Odprowadził mnie pod stację metra i poinstruował, jak
mam jechać. I wtedy się stało. Pragnienie błogosławieństwa
stało się tak wielkie, że na oczach setek ludzi położyłem
mu ręce na głowie i wypowiedziałem te oto słowa:
„Jeden sługa zranił twe serce, drugi zaś je uzdrawia. Błogosławię
Cię, Robercie, w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”.
On stał z pochyloną głową, na której spoczywały
moje ręce, dopóki nie skończyłem, tłumy zaś stały się dla
nas niewidzialne.
42
Wkrótce była wypłata, zwróciłem dług. Zbliżały się
święta Bożego Narodzenia, były ostatki, nie brakowało
alkoholu. Nie piłem, siedziałem tylko przy stole. Jakże
rozradowało się moje serce, gdy po wypiciu przez Roberta
kilku kieliszków usłyszałem z jego ust, że już więcej nie
pije, że zaczyna się post, że trzeba iść do kościoła. Już
więcej nie pił tego dnia. Wypełniło się. Kilka dni później
zakończyłem pracę w firmie, przeszedłem do innej
w ramach zastępstwa. Niedługo potem firma się rozpadła,
został tylko Robert i kilka osób. Więcej już go nie
widziałem. Gdy odchodziłem, czułem, że już nie wrócę,
pożegnałem się i podarowałem mu Ewangelię, aby Słowo
Boże było z nim.
W nowej pracy byłem tylko do południa, to znaczy do
momentu, w którym zrozumiałem, po co tam jestem i dla
kogo. Pobłogosławiłem go i odszedłem. Wiedziałem również,
że natychmiast muszę wracać do Polski, bo mój syn
mnie potrzebuje. Tak też się stało, wróciłem do domu, by
widzieć spełnienie mojej prośby.
Drugie błogosławieństwo
Tamtego dnia od Roberta pojechałem prosto do człowieka,
któremu miałem oddać pieniądze. Jego imię niech pozostanie
dla Boga. Podziękowałem mu za pożyczkę i pobłogosławiłem
przy wyjściu, nakładając ręce na jego głowę.
Kilka dni później ów znajomy skontaktował się ze mną,
prosząc o spotkanie. Był bardzo roztrzęsiony. Wiedziałem,
43
że muszę jechać, choć było już późno. Wsiadłem w autobus
i pojechałem, nie wiedząc, o co może chodzić. Był to człowiek
radosny, zawsze uśmiechnięty, pełen życia i wigoru,
choć ciężko pracujący, któremu wszystko zaczęło się układać
po trudach dzieciństwa.
Na spotkaniu wyznał mi, iż od momentu błogosławieństwa
nie może sobie ze sobą poradzić. Powiedział, że od
dawna pije wodę święconą, bo diabeł jest przy nim średnio
co trzy minuty, że go męczy i dręczy, że widział, jak Bóg walczy
o niego z szatanem, i że w życiu dopuścił się wielu złych
rzeczy. Poleciłem mu, aby poszedł do spowiedzi i oczyścił
swe serce. On zaś odpowiedział, że chce się wyspowiadać,
ale mnie. Odparłem mu, że nie jestem księdzem, i poleciłem,
aby poszedł do księdza. On zaś wyjawił głośno swój
najcięższy grzech. I wtedy się stało. Bóg stanął między nami.
Ów człowiek chciał się dalej spowiadać, lecz ja odparłem:
„Nie musisz już nic mówić, bowiem odpuszczam ci wszystkie
twoje grzechy w imię Boga Ojca, w imię Syna Bożego,
Jezusa Chrystusa, w imię Ducha Świętego”. Ten człowiek
nie wiedział tego, co wiedziałem ja ‒ że Bóg w swym miłosierdziu
wybaczył mu już wcześniej, a ten dzień był wypełnieniem
woli Bożej. Dzień wcześniej Pan objawił mi, że
jest człowiek, któremu winy zostały przebaczone, a ja mam
mu o tym powiedzieć. Miałem wtedy przeświadczenie, że
stanie się to w innym kraju, we Włoszech, około stu kilometrów
od Rzymu. Może i tam kiedyś pojadę. Bóg to wie.
Gdy Pan stał między nami, dał mi wybór, mówiąc:
„Możesz mu odpuścić lub zatrzymać…”. Czy mogłem
44
jednak zatrzymać grzechy, widząc tę wielką Bożą miłość,
tę łaskę, to wielkie Boże miłosierdzie? Nie mogłem, nie
chciałem. Nie osądzałem tego człowieka, bowiem był już
osądzony.
Tak, odpuściłem mu wszystkie grzechy, te wypowiedziane
i niewypowiedziane, z woli Pana, Jezusa Chrystusa.
To, co wówczas przeżyłem, to najpiękniejsze chwile
w moim życiu. Ten człowiek był umarły, a powrócił na
nowo do życia, ma w niebie czystą kartę, a to, co na tej
karcie się zapisze, zależy od niego. Wspomnę jeszcze, iż
tę łaskę w dużej mierze zawdzięcza swojej matce, której
gorliwa modlitwa nie mogła pozostać niewysłuchana. Jego
serce zostało skruszone, a Bóg zawsze widzi takie serce
i wlewa w nie swego Ducha.
Tamtego wieczora spotkałem się z jeszcze jednym człowiekiem,
tym, dla którego właśnie pożyczyłem wspomniane
pieniądze. On nie wiedział o tym, co się wydarzyło.
Kiedy siedzieliśmy obok siebie, zaczął wyjawiać mi
swoje grzechy, najcięższe, najskrytsze, a łzy błyszczały
w jego oczach. Słuchałem w milczeniu. Choć to, co mówił,
było przerażające, byłem spokojny i szczęśliwy, że oczyszcza
swoje serce. W tym dniu go nie błogosławiłem, nie
odpuściłem również grzechów, gdyż nie był to właściwy
czas. Nie była to spowiedź, lecz refleksja świadcząca o żalu ‒
choć szczera i wylewna, to jednak refleksja. Wkrótce jednak
nadszedł dzień, w którym przyjął ode mnie Boże błogosławieństwo.
Bogu niech będą dzięki! W niedługim
czasie ów człowiek stanął w obliczu śmierci. Gdy umierał,
45
demony przybyły, by porwać jego duszę w otchłań. Wśród
nich był ten, który nazywał siebie Hitlerem. W ostatniej
chwili Bóg przyszedł z pomocą. Dotknął go palec Boży ‒
tak to opisywał mężczyzna. Wszystko było na jawie, modlił
się ze swą matką przez słuchawkę telefonu. Otrzymał wiele
łask. Objawiła mu się Maryja, Matka Boża, z którą wiele
razy prowadził długie rozmowy. W jednej z nich pytał
również o mnie, lecz nie rozumiał tego, co powiedziała mu
Niepokalana, bo nie mógł tego rozumieć. Tylko ja mogłem
to pojąć, bo chodziło o moje przymierze z Bogiem. Nikt
inny go nie znał, tylko ja i Bóg. To było także świadectwo,
że to mówi Matka, a nie podstępny diabeł.
Oto trzech mężczyzn, których Bóg splótł ze mną finansowo,
aby ich odzyskać. Jakżeż doskonałe są plany Boże,
jakżeż doskonałe…
W tym okresie w trakcie trzech wyjazdów za sprawą
Pana błogosławieństwo przez nałożenie rąk przyjęło ode
mnie wiele osób. Wśród nich był również kleryk. Był też
jeden człowiek, którego nie mogłem pobłogosławić, choć
bardzo pragnąłem. Wola Boża była inna. Poprosiłem go
o spotkanie w kościele, lecz powiedział, że nie wejdzie do
kościoła, bo Lucyfer mu nie pozwoli. Nie było już innej
sposobności, nie mogliśmy się spotkać. Rzecz jasna, on
o niczym nie wiedział, nie miał pojęcia, że pragnąłem
pojednać go z Bogiem i wyzwolić od złego.
Ataki, jakie w czasie tych wyjazdów przypuszczał na
mnie szatan, przekraczały wszelkie wyobrażenie, byłem
kopany i maltretowany (być może kiedyś o tym napiszę),
46
lecz mój Bóg i mój przyjaciel Jezus Chrystus był zawsze
przy mnie. Bogu niech będą dzięki! Jakżeż ja Cię kocham,
Jezu! Wrócę jeszcze do początku.
Mój syn, za którego przyjąłem pokutę, został wyzwolony,
lecz stał się pusty… jak bęben. Nie było w nim żadnego
ducha. Została mu wolna wola i kuszący szatan, a Bóg szanuje
wolę człowieka. Modliłem się o jego szczere nawrócenie,
by nie popadł w ogień piekielny. Modlę się za wszystkich,
których Pan postawił na mej drodze, aby Duch Boży
zawsze był z nimi, aby nigdy nie zwątpili.
Bądźcie miłosierni, tak jak miłosierny jest Bóg. Wybaczajcie
swoim krzywdzicielom, tak jak wybacza wam Bóg,
bo gdy wybaczycie, otrzymacie prawdziwą wolność. Gdy
doświadczacie cierpienia, przyjmujcie je z pokorą, a całe
cierpienie ofiarujcie Bogu w modlitwie za grzeszników, prosząc
o miłosierdzie dla nich, a nie zawiedziecie się, bowiem
uszlachetnią się wasze serca i spłynie na was łaska Boża, zaś
wasze cierpienie nie będzie bezowocne. „Nawracajcie się,
i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,14). Póki żyjecie, możecie!
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
W powyższym świadectwie napisałem: „Tak wiedzcie, że
jeśli ja, człowiek, mogę kochać wielkiego grzesznika, to
cóż dopiero Bóg”. Pragnę to rozwinąć, a raczej sprostować,
gdyż Pan mnie napomniał.
Otóż, bracia, człowiek jest zdolny do wielkiej miłości,
jednak wyłącznie za sprawą Ducha Świętego. To, o czym
pisałem, ta wielka, niepojęta miłość do ludzi, do grzeszników,
którą wówczas odczuwałem, to była wielka łaska
Boża, wielki dar. Mogłem spojrzeć na wszystkich oczami
Ducha Świętego, oczami Jezusa Chrystusa. Nie jest to moja
pycha, ale świadectwo dla was, abyście wiedzieli, jak bardzo
jesteście kochani przez Ojca w niebie. Patrzyłem na
ludzi wszelakich religii i kultur, o różnym kolorze skóry,
wierzących i niewierzących, dobrych i złych, i do wszystkich
czułem tę wielką miłość, niepojętą, bez rozgraniczeń,
jedyną, prawdziwą, nieobłudną miłość. Moje serce płonęło
z miłości do nich, a łzy wzruszenia spływały po mych
policzkach, choć większości nie znałem. Widziałem jednak,
jak bardzo są kochani, jak wielką miłością obdarzył
ich Bóg. Przyznam, że tęsknię za tamtym uczuciem, bo
nie jest ono codziennością, choć staram się kochać i uczę
się tego. Wciąż proszę Pana, abym potrafił kochać tak, jak
kocha nas Pan.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.

49
8. Wyjątkowy święty
Święty Jan Paweł II. To o nim będzie mowa. Mój przyjaciel,
który doprowadził mnie do Jezusa. Przyjaciel, który
mnie nie opuszcza. Przyjaciel, który bezustannie mnie
wspomaga i broni przed szatanem, szczególnie podczas
snu, a także w trudnych chwilach.
Z bezpośredniej konfrontacji z potęgą złego ducha człowiek
sam z siebie nie jest w stanie wyjść cało, to Jezus
Chrystus daje człowiekowi bezpieczeństwo, to Jego
święci i aniołowie stoją na straży i wspomagają w trudnych
momentach. Jednym z tych wyjątkowych świętych
jest właśnie Jan Paweł II, mój przyjaciel.
Szatanowi trudniej jest mnie atakować, gdy jestem
świadomy. Staram się być przygotowany i reaguję na
czas, gdyż moja wiara i ufność Panu Jezusowi, które
oddaję w modlitwie i w życiu, są większe od jego mocy.
Gdy jednak jestem pogrążony w głębokim śnie, moje
możliwości wynikające z natury ludzkiej są ograniczone.
Nawet w takich chwilach na straży stoją Pan i Jego
święci. Szatan doskonale o tym wie, lecz ciągle próbuje,
szczególnie gdy jest rozwścieczony Bożym miłosierdziem.
Nienawiść szatana do Jana Pawła jest podobna do
50
nienawiści, jaką szatan żywi do Przenajświętszej Dziewicy
Maryi.
Jan Paweł II już za życia był dla szatana wrogiem numer
jeden, ze względu na posłuszeństwo Bogu i oddanie Maryi.
Teraz, gdy jest w Domu Ojca, może o wiele więcej, a szatan
jest przy nim bezsilny, choć nie da się opisać nienawiści
płynącej do niego.
Proście więc o wstawiennictwo Jana Pawła II, a nie
zawiedziecie się. Jest to wyjątkowy święty, który może
wyprosić u Ojca w niebie wiele łask potrzebnych wam
i waszym rodzinom. Zaufajcie mu, on was doprowadzi do
Jezusa Chrystusa. Otwierajcie swe serca dla Jezusa Chrystusa,
a przetrwacie, gdy nadejdzie czas. A ten czas jest
bliski. „Nawracajcie się, i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,14).
Póki żyjecie, możecie! Nie zatwardzajcie swych serc jak
niektórzy, co ‒ choć dostali ogrom łask ‒ odrzucili słowo
Boże. Szatan rządzi dziś światem i większością ludzkich
serc, lecz niebawem to się zmieni, bowiem Pan nasz jest
już w drodze. Gdy Syn człowieczy umarł na krzyżu, szatan
triumfował, lecz było to złudne zwycięstwo. Dziś, gdy
szatan triumfuje nad światem, nad człowiekiem, triumfuje
złudne zwycięstwo. Szatan od początku jest przegrany
i może tylko tyle, na ile pozwoli mu Bóg. Tak ci, którzy
Boga prawdziwie mają w sercu, nie muszą się lękać.
51
Trzykrotny atak szatana
Ta historia wydarzyła się w 2017 roku. Szatan trzykrotnie
w ciągu jednej nocy próbował zawładnąć mym sercem.
Jego atak, jak sądzę, poprzedziło spalenie tego dnia wielu
ubrań o charakterze demonicznym. Nosił je pewien człowiek,
szatan miał dzięki nim na niego wpływ. Jak widać,
bardzo go rozwścieczyłem tym czynem, gdyż już nocą
podjął próby ataków.
Był środek nocy, kiedy szatan przyszedł i zbliżył się do
mnie. Był tuż przy mnie, przy sercu. Byłem rozespany
i zmęczony po trudach całego dnia. Nie miałem nawet
siły wstać, więc zacząłem się modlić, leżąc. Natychmiast
odstąpił. Gdy skończyłem modlitwę i próbowałem zasnąć,
powrócił, ponawiając próbę wtargnięcia w moje serce. Rozpocząłem
kolejną modlitwę. Odstąpił. Znów próbowałem
zasnąć, lecz znów powrócił z jeszcze większą siłą i wściekłością.
Kolejny raz rozpocząłem modlitwę, lecz tym razem
położyłem na sercu poświęcony wisiorek z Janem Pawłem
II. Miałem go cały czas na szyi, lecz w czasie snu zaplątał
się gdzieś za moimi plecami. Gdy, modląc się, położyłem
go na sercu, szatan natychmiast odstąpił. Nie powrócił
już, a ja mogłem spokojnie zasnąć.
Ataki szatana są szczególnie intensywne, gdy go bardzo
czymś rozwścieczę. Niekiedy śpię z różańcem w ręku,
modląc się, szczególnie gdy te ataki są silne i długotrwałe.
Czasami tuż przed takim atakiem budzi mnie Jezus Chrystus.
Wtedy nie muszę walczyć o życie. Pan często pozwala
52
mu się do mnie zbliżyć, abym nie zapomniał, abym się
uczył, abym był silniejszy!
Większość napaści złego skierowana jest na moje serce,
szczególnie nocą, podczas głębokiego snu. W dzień zaś
szatan kieruje je raczej w mego ducha ‒ to chwile ciężkiej
walki, wielkiego cierpienia, bezustannej modlitwy. Ta
walka nie jest jednak o mnie, bo ja należę do Chrystusa.
Ona jest o tych, za których się modlę w dzień i w nocy,
za których oddaję swe cierpienia miłosiernemu Ojcu, za
grzeszników, głównie za tych, którzy najbardziej potrzebują
Bożego miłosierdzia, najbardziej zniewolonych, za
satanistów, za tych, którzy sami nie poszliby do egzorcysty
czy choćby do kościoła. Walka toczy się za wszystkich
tych, których Pan postawi na mojej drodze. Czasami są to
ludzie bardzo wierzący, ale mający poranione serca. Bóg
zawsze wie. Jego wola jest święta.
Złe duchy wiąż próbują nowych sposobów, a ich ataki są
coraz bardziej urozmaicone, nieprzewidywalne. Nie wiem,
na co liczą, wiedzą przecież, że mogą tylko tyle, na ile
pozwoli im Bóg. Opiszę jeszcze kilka przykładów.
28 listopada 2017 roku późnym wieczorem przed modlitwą
różańcową ogarnęła mnie ogromna senność. Padłem
natychmiast na kanapę i w momencie zasnąłem. Gdy się
przebudziłem, było już bardzo późno. Byłem w ubraniu,
łóżko nie było pościelone, ale najważniejsze było to, że
jeszcze nie odmówiłem modlitwy różańcowej, która była
dziękczynieniem za życie mojego syna, za życie w Królestwie
Ojca, do którego wszedł przez Bramę Niebieską.
53
Był to dwudziesty ósmy dzień tej modlitwy z trzydziestu
ofiarowanych w tej intencji. Chciałem wstać, lecz nie
mogłem się ruszyć, bo senność i zmęczenie były silniejsze.
Myślałem tylko o różańcu, wiedziałem, że muszę go
zmówić. Po kilku chwilach wszystko minęło, zeskoczyłem
z kanapy rześki i pełen wigoru. Spokojnie przygotowałem
się do snu. Wziąłem w ręce różaniec i przystąpiłem do
modlitwy. Nagle potężna senność i osłabienie powróciły
jak bumerang. Były tak wielkie, że nie mogłem ani stać, ani
klęczeć, ani siedzieć. Padłem na łóżko, ściskając w garści
różaniec, modląc się w duchu, bo ciało było już bezwładne.
Miałem kontrolę jedynie nad dłonią, w której ściskałem
różaniec. Moja modlitwa trwała całą noc z wieloma przerwami,
bowiem co jakiś czas traciłem świadomość i zasypiałem.
Gdy się przebudzałem, zawsze wiedziałem, w którym
miejscu przerwałem modlitwę, i od tego miejsca ją
wznawiałem. Tak było przez całą noc, do samego rana, aż
skończyłem różaniec. To była najdłuższa i najtrudniejsza
modlitwa w moim życiu.
1 stycznia 2018 roku przebudziłem się o trzeciej nad
ranem, jakby odechciało mi się spać. Wstałem więc i poszedłem
do łazienki. Gdy stałem nad toaletą, zaczęło robić mi
się niedobrze i słabo. To uczucie bardzo szybko przybierało
na sile, nie mogłem już ustać na nogach, ale i nie mogłem
przestać oddawać moczu, jakbym stracił nad sobą kontrolę.
Traciłem przytomność. Resztkami sił dotarłem do kuchni,
tam padłem na podłogę. Oparłem głowę o krzesło i zacząłem
zmawiać Zdrowaś, Maryjo. Poczułem, jak z każdym
54
wypowiedzianym słowem modlitwy mój stan się poprawia.
Przy drugim powtórzeniu czułem się już dobrze, lecz
zalał mnie zimny pot. Przy trzecim powtórzeniu wszystko
minęło i czułem się świetnie. Odmówiłem modlitwę jeszcze
raz, dziękując Maryi za pomoc, i poszedłem spać. Przeszedłem
już setki ataków złego ducha, bardzo różnych, lecz
czegoś takiego doznałem pierwszy raz, a odczucia, jakie
mi towarzyszyło, nie jestem w stanie z niczym porównać.
Nie lękam się diabła, choć go poznałem, bo ufam Bogu.
Nie przestanę się modlić za ludzi, dopóki będę trwał, bo
to Bóg jest dawcą życia, a nie szatan, i to z woli Boga
odchodzimy z tego świata, a nie z woli szatana. Szatan
może tylko tyle, na ile mu pozwolimy ‒ i na ile pozwoli
mu Bóg, bowiem nie wszystko zależy od nas. Czy więc
szatan może zabić człowieka? Może, tak jak to uczynił
z moim synem, lecz tylko dlatego, że Bóg mu pozwolił.
Czy więc wygrał? Przeciwnie, on zawsze jest przegrany,
od początku, a wola Boża jest święta. Siódmego dnia po
śmierci mojego syna szatan triumfował, kpiąc ze mnie,
lecz cieszył się jedynie przez chwilę, dopóki się spostrzegł,
że przyczynił się do jego zbawienia. Syn nie został potępiony,
został wzięty do nieba przez Maryję, Bramę Niebieską.
Czy więc wszyscy pójdą do nieba? Nie! Sami wybiorą
miejsce, do którego pójdą, dzięki swojej własnej woli. Ci,
którzy przyjmą ofiarę Chrystusa, będą żyć na wieki. Ci zaś,
którzy jej nie przyjmą, zginą tak, jak zginie szatan, gdy
nadejdzie czas. Są przegrani, tak jak i on jest przegrany.
Czy zatem można komuś pomóc, choć on sam tego nie
55
chce? Zawsze! Przez modlitwę, post, pokutę i ofiarowanie
Bogu własnego cierpienia. Niepojęte jest miłosierdzie
Boże. Słyszałem kiedyś takie słowa: „Gdy wchodzimy do
nieba, to największym zaskoczeniem jest dla nas to, że
widzimy tych, których się tam nie spodziewamy”. Święta
prawda! Wiara, nadzieja, miłość – to jest to, czego szatan
nigdy nie przełamie.
Pragnę opowiedzieć jeszcze jedną historie, abyście wiedzieli,
że nikt nie jest bez grzechu, tak jak i ja. Zdarzyło się
to niedawno, był Dzień Matki. W tym właśnie dniu postanowiłem
ofiarować Bogu różaniec w podzięce za Maryję,
jako hołd dla Matki wszystkich matek.
Odkładałem tę modlitwę z godziny na godzinę, aż
nadeszła noc, a wraz z nią znużenie, zniechęcenie i senność.
Postanowiłem więc, że początek modlitwy zmówię
na kolanach, a resztę ‒ wygodnie leżąc łóżku. Niestety po
pierwszej dziesiątce zasnąłem. O wpół do trzeciej w nocy
zbudził mnie wewnętrzny głos, mówiący: „Nie skończyłeś
modlitwy”. Gdy się podniosłem, ujrzałem światło. To
był Pan Jezus. Wiedziałem od razu, bo znam mego Pana
i mego przyjaciela. Było mi wstyd, bardzo wstyd w związku
z moim lenistwem i zaniedbaniem. Wstałem natychmiast
i odmówiłem różaniec, tak jak należało, na kolanach,
choć nie było to łatwe, bowiem diabeł starał się, abym nie
dotrwał. Dotrwałem, skończyłem. Bogu niech będą dzięki
i chwała na wieki! I Matce Bożej niech będzie chwała!
Niech was błogosławi Pan Bóg wszechmogący, Ojciec,
Syn i Duch Święty!

57
9. I nie wódź nas na pokuszenie
Lato roku 2016. Londyn. Stacja metra Victoria. To był
czas mojego powrotu do domu. Miałem wrócić do Polski
autokarem, gdyż ceny biletów lotniczych w tym czasie
były bardzo wysokie, a u prywatnych przewoźników nie
było już miejsc. Dworzec, z którego odjeżdżały autokary
do Polski, znajdował się nieopodal stacji metra Victoria.
Musiałem dotrzeć metrem na Victorię, a następnie przejść
pieszo kilkaset metrów.
Gdy wysiadłem z metra, zatrzymałem się na kwadrans,
by chwilę odpocząć i popatrzeć na ludzi, tak po prostu. Gdy
po tych kilkunastu minutach podniosłem swój bagaż, by
udać się w drogę, podszedł do mnie młody człowiek i zapytał
po polsku: „Polak?”. Odrzekłem: „Tak, Polak”. On zaś
spytał, czy wiem, skąd odjeżdżają autokary do Polski i jak
tam dotrzeć. Odparłem, że nie bardzo, bo jadę stąd pierwszy
raz, ale zobaczyłem tablicę informacyjną w języku polskim
wskazującą kierunek.
Wychodziło na to, że mamy jechać tym samym autokarem,
udaliśmy się więc wspólnie w stronę dworca. Nie
pamiętam już dziś imienia tego mężczyzny. Nazwę go
Tomek. Po przebyciu kilkudziesięciu metrów w całkiem
58
miłej atmosferze wydarzyło się coś dziwnego. Tomek podniósł
z chodnika jakiś pakunek. Spojrzałem odruchowo
kątem oka. Paczuszka miała wielkość opakowania zupki
chińskiej. Słyszałem wprawdzie jakiś dźwięk, jakby coś
upadło, lecz nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. Zastanowiłem
się tylko, komu ta zupa mogła wypaść, skoro
nikogo przed nami nie było. Po przebyciu kilkunastu
metrów Tomek pochwalił się swoim znaleziskiem, mówiąc,
że pierwszy raz w życiu znalazł tyle pieniędzy. Okazało się,
że to nie jest żadna zupka chińska, lecz spory zwitek banknotów
o najwyższych nominałach. Sądząc po grubości,
mogło tam być około dziesięciu tysięcy funtów. Nie zrobiło
to jednak na mnie żadnego wrażenia, byłem zupełnie
obojętny. Pomyślałem jedynie o stresie, w jakim musi być
ten, kto to zgubił. Musiał długo na to pracować… Zastanawiałem
się też, czy to nie są przypadkiem pieniądze jakiejś
mafii, skoro były tak nietypowo zapakowane. Pomyślałem
wtedy, że może powinien pójść z tym na policję. Tomek
szybko zaproponował mi połowę znaleziska. Zastanowiłem
się, dlaczego chce się ze mną dzielić, dlaczego w ogóle
pokazał mi zawartość paczuszki. Przecież wcale go nie
znałem,
nie musiał się dzielić, mógł po prostu odejść.
Byłem zaskoczony, zdezorientowany, lecz całkowicie
spokojny. Odpowiedziałem mu, że jeśli chce, niech tak
będzie. Rozważałem jednak w duchu, czy powinienem
przyjąć te pieniądze, dlaczego chce mi je dać. Zastanawiałem
się, czy to nie jest dar od Boga. Przecież Pan wiedział,
w jak ciężkiej byłem sytuacji, a te pieniądze wiele by
59
pomogły. Z drugiej jednak strony te pieniądze mógł zgubić
ktoś, kto ich bardzo potrzebował, ktoś, kto na nie ciężko
pracował. Nie ja je znalazłem, nie mogłem więc o nich
decydować. Myślałem: „Jeśli ich nie wezmę, nie będę miał
nic, jeśli wezmę połowę, to będę mógł o niej decydować,
będę mógł je zanieść na policję lub zatrzymać dla siebie”.
Nie wiedziałem tak naprawdę, co mam robić, czekałem
na rozwój wydarzeń, bez emocji, po prostu: „Jeśli da, to
wezmę, a później będę się zastanawiał, co z tym dalej robić.
Jeśli nie da, to nie da. Niech będzie, co ma być”.
W połowie drogi skręciliśmy w boczną uliczkę, gdzie
miało być mniej ludzi. Tam moglibyśmy przeliczyć pieniądze
i dokonać podziału. Szedłem za nim przez krótką
chwilę, lecz w pewnym momencie powiedziałem, że już
dalej nie pójdę, że wracam i idę na dworzec. Tomek zatrzymał
się i przywołał mnie do siebie. Podszedłem. W tym
momencie podbiegł do nas Polak w wieku około pięćdziesięciu
lat. Wyglądał na zrozpaczonego. Powiedział,
że wraca do domu i że właśnie zgubił pieniądze. Pytał, czy
czasami ich nie znaleźliśmy. Chodziło o osiem tysięcy funtów
zapakowanych w folię. Mój nowy znajomy natychmiast
się zaparł, mówiąc, że nic o tym nie wie. Ja już wiedziałem,
że nie mogę wziąć tych pieniędzy, że trzeba je oddać.
Ten człowiek jakby nie uwierzył w słowa Tomka, bo wołał
z przejęciem: „Macie je! Oddajcie!” i zaczął obmacywać
jego kieszenie w poszukiwaniu swojej zguby. Tomek szedł
w zaparte, mówiąc, że ich nie ma. Nie wiedziałem, co mam
robić. Chciałem, by mu je oddał, lecz on się wypierał, a ja
60
wiedziałem, że ma je w kieszeni. Zastanawiałem się, czy
powiedzieć mu od razu, czy też poczekać, aż nieszczęśnik
odejdzie, i wtedy poprosić, aby zwrócił te pieniądze.
Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Mężczyzna
zaczął obmacywać moje kieszenie, twierdząc, że to ja mam
jego pieniądze, był bardzo nachalny. Odsunąłem jego ręce,
mówiąc: „Ja nie mam twoich pieniędzy!”. On nie dowierzał,
chciał sam sprawdzić. Nie pozwoliłem i odparłem: „Powiedziałem
już, że ich nie mam, to wystarczy”. Tomek wyjął
swój portfel, w którym miał dwa tysiące funtów, by pokazać,
że ma tylko swoje pieniądze i nic poza tym. Powiedział,
abym i ja pokazał swój portfel. Nie zgodziłem się, bo
przypomniała mi się historia, która przydarzyła się kilka
dni wcześniej mojemu znajomemu. Na ulicy obcy mężczyzna
poprosił go o pięćdziesiąt centów, których miało mu
zabraknąć do ceny zakupu biletu. Gdy ten wyjął portfel,
mój znajomy stracił wszystko, portfel i całą jego zawartość.
Tomek bardzo nalegał, mówiąc: „Pokaż mu, bo ci nie
uwierzy”. Pomyślałem sobie: „Niech więc się przekona i tak
nie ma mi co ukraść, niewiele mam”. Wyjąłem więc portfel
i pokazałem czterdzieści funtów, to było wszystko, co
miałem. Ów człowiek znów zaczął przeszukiwać Tomka,
wkładając mu rękę do kieszeni kurtki. Znalazł tam swoją
zgubę. Zabrał pieniądze i natychmiast odszedł. Ja zaś
byłem szczęśliwy, że znalazł swoją zgubę, że wszystko się
rozstrzygnęło.
Tomek pobiegł zanim, rzucając: „Muszę go przeprosić,
głupio mi, on będzie jechał przecież tym samym autokarem
61
co my”. Ja również czułem się niezręcznie, było mi wstyd.
Podszedłem powoli w stronę dworca, lecz już ich nie spotkałem,
nie było ich też w autokarze. Kiedy autobus ruszył,
w duchu dziękowałem Bogu, że wszystko tak się skończyło,
że ten człowiek odnalazł swoje pieniądze, że je odzyskał.
Byłem naprawdę szczęśliwy. To był moment, w którym Pan
oświecił mój umysł, kiedy wszystko zrozumiałem. To była
próba, a ci dwaj mężczyźni byli złodziejami. To wszystko
zostało ukartowane, taka złodziejska metoda, niezwykły
teatr ze znakomitymi aktorami. To byli kumple, tak okradają
swoich rodaków wracających do domu. Odeszli jeden
za drugim, nie jechali autokarem, a Tomek nawet nie miał
bagażu. Kiedy znalazł pakunek, nikogo przed nami nie
było, a przecież słyszałem, jak coś upadło na chodnik (on
sam to upuścił). Ilu rodaków okradli w ten sposób? Któż
to może wiedzieć? Potwierdza się powiedzenie „Pazerny
dwa razy traci”.
To była dla mnie wielka próba. Nie mogę się nią chlubić,
bo wiele różnych myśli przedarło się przez moją głowę.
Ale była to też wielka lekcja od Boga, za którą bardzo
dziękuję. Nie chcę nic ponad to, na co zapracuję własnymi
rękoma, ciężką pracą. Przeszedłem wiele prób, bardzo
różnych i trudnych, już wielokrotnie stawałem w obliczu
śmierci, oddałem Bogu mego pierworodnego, lecz z tej
jednej próby na pewno nie mogę być dumny. Czy mogę
się chlubić w ogóle? Czy przeszedłbym choć jedną bez
Bożego wsparcia, bez pomocy Ducha Świętego? Zaiste
nie, nie przeszedłbym żadnej.
Tak stawia nas Pan w miejscu i czasie i poddaje próbom,
by nas wzmocnić, by nasze serca były szlachetniejsze,
byśmy byli bliżej Niego.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
63
10. Synod, rodzina, małżeństwo,
spowiedź święta
Zakończył się synod biskupów w sprawie rodziny i znane są
już wstępne postanowienia. List, który dziś publikuję, zredagowałem
jednak jeszcze przed ogłoszeniem tych postanowień.
Małżeństwo, spowiedź święta,
Komunia Święta, odpuszczenie grzechów
Do spowiedzi winniśmy przystępować przynajmniej dwa
razy w roku, przed głównymi świętami, to znaczy przed
świętami Wielkanocy i świętami Bożego Narodzenia.
Dobrze jest jednak czynić to częściej, wedle własnego
sumienia i potrzeby duchowej.
Tak naprawdę nie ma większego znaczenia, ile razy
w roku przystępowaliśmy do spowiedzi, dwa, pięć czy
może dwadzieścia razy. Ważne, a w zasadzie najważniejsze
jest to, czy nasza spowiedź była szczera, czy rachunek
sumienia i żal za grzechy były prawdziwe, czy postanowienie
poprawy zostało wcielone w życie oraz czy doszło
do skutku naprawienie szkód (na tyle, na ile to możliwe).
Wielu ludzi niestety traktuje spowiedź jako rytuał. Sądzą,
64
że wystarczy pójść do konfesjonału i wyznać kilka grzechów,
tych wygodniejszych i bardziej powszechnych, dostać rozgrzeszenie
i po sprawie. Przyjmując zaś Komunię Świętą,
chlubią się swoją pobożnością. Czy zatem mają odpuszczone
grzechy? Czy są godni przyjąć Eucharystię? Oczywiście,
że mają odpuszczone grzechy ‒ te, które wyznali
ze szczerym żalem ‒ lecz jest to odpuszczenie warunkowe,
a warunkiem jest pokuta. Niestety te grzechy świadomie
zatajone i te jeszcze nieuzmysłowione przez pychę i egoizm
stanowią ucztę dla złego. Każdy więc sam w swoim duchu
musi odpowiedzieć na pytanie, czy jest godzien przyjmować
Ciało Boże, czy nie obraża tym Boga i nie oszukuje
samego siebie. Lepiej jest dla człowieka, jeśliby tylko raz
w roku przystąpił do sakramentu pokuty i pojednania ze
szczerym sercem i pragnieniem poprawy, niżeliby dwadzieścia
razy ‒ rytualnie. Najlepiej jest przystępować do
spowiedzi systematycznie, dbając o czystość swego serca.
Spowiedź powszechna nie oczyszcza serc, a uznaje jedynie,
że jesteśmy grzeszni. Tym samym nie uprawnia do
przyjmowania Komunii Świętej ‒ to świętokradztwo powodujące
dodatkowe obciążenie dla człowieka. Zatwardza
serce, niosąc fałszywe poczucie usprawiedliwienia i złudnego
spokoju. Nasz Ojciec doskonale zna nasze grzechy,
lepiej niż my sami, powinniśmy zatem raczej prosić Boga,
aby je nam okazał, odkrył przed nami samymi. Bóg posłał
swego Syna Jednorodzonego, aby przez człowieka mogło
się dokonać zbawienie. Tak przez człowieka się dokonuje.
Nie jest sztuką wyznać swe grzechy Temu, który zna je
65
doskonale. Sztuką jest wyznać je Bogu przez człowieka,
bowiem przez Boga i człowieka wszystko się dokonuje.
Tak i ja, choć rozmawiam z Panem, spowiadam się przez
człowieka, a Pan wskazuje me grzechy, gdyż każdy jest
grzeszny, nawet jeśli nieświadomie. Jeśli ktoś mniema, że
nie ma w nim grzechu, to niech się wyspowiada z pychy.
Tak i ja, choć sam Bóg przemówił do mnie i obdarzył wielkimi
łaskami, musiałem pójść do człowieka, by położył swe
ręce na mej głowie i odmówił modlitwę. A wszystko po to,
bym zrozumiał, abym pojął, jak ważny jest człowiek dla
człowieka, bo przez Niego wszystko się stało. Jest wielu
ludzi, którzy pragną sakramentu pokuty, lecz nie pozwalają
im na to zawiłości życiowe, w jakich się znaleźli z przeróżnych
powodów, z winy własnej lub cudzej. Ci właśnie
ludzie często cierpią i nie wiedzą, jak mają pojednać się
z Bogiem, nie mogąc przystąpić do sakramentu pokuty.
Wielu dziś oczekuje na rozstrzygnięcie synodu. Pan Jezus
dokładnie wyjaśnił, jak ta sprawa wygląda. Sakrament małżeństwa
jest nierozerwalny do śmierci, z wyjątkiem wszeteczeństwa.
Gdyby ustalenia synodu były inne, oznaczałoby
to, iż Ewangelia przybiera kształt książki kucharskiej.
Dopóki więc żyją małżonkowie, dopóki śmierć ich nie rozdzieli,
małżeństwo trwa. Bez względu na ustalenia synodu
każdy człowiek musi w swoim sercu rozstrzygnąć, czy jest
rzeczywiście godzien przyjąć Ciało Chrystusa, trwając
w grzechu cudzołóstwa z pełną tego świadomością. Dowolność
wprowadza chaos i zamęt, a to wszystko może pogłębiać
grzech. Grzech przyzwolony potęguje się.
66
Człowiek porzucony przez małżonka lub taki, który sam
odszedł (bo np. mąż jest pijakiem i tyranem, żona pijaczką
i ladacznicą), ma prawo czuć się rozżalony, gdy widzi, jak
na przykład sąsiad, który pije, bije i poniewiera żonę, może
przystąpić do sakramentu pokuty, a on sam nie może, choć
nie ponosi w tej sprawie winy. Gdyby to sam człowiek był
autorem Ewangelii, pewnie umieściłby w niej to, co jest mu
wygodne i jego zdaniem sprawiedliwe, tak jak się to czyni
z prawem ludzkim, nie Bożym. Nie oznacza to jednak, że
ludzie żyjący w kolejnych związkach są skazani na zatracenie
i nie mogą pojednać się z Panem Bogiem. Przeciwnie. Miłosierdzie
Boże jest bowiem wielkie. Bóg dał władzę odpuszczania
grzechów swoim apostołom ‒ tym ówczesnym, jak
i tym dzisiejszym ‒ przy konfesjonale, lecz nie oznacza to, że
sam tego nie czyni. Każdy, kto chce pojednać się z Bogiem
i zaprosić Go do swojego serca, może dostąpić odpuszczenia
grzechów na wiele sposobów. Bóg zawsze widzi skruszone
serce człowieka, a miłosierdzie Jego jest nieskończone.
Pojednanie
Powszechnie wiadomo, że osoby żyjące z związku pozamałżeńskim
oraz rozwodnicy żyjący w kolejnych związkach
(niesakramentalnych) nie mogą przystąpić do ważnego
sakramentu pokuty i pojednania. To zaś oznacza,
że wyspowiadać może się każdy, lecz nie każdy otrzyma
rozgrzeszenie i nie każdy może przyjąć Komunię Świętą –
wyjątkiem jest zachowanie wstrzemięźliwości. Ci, którzy
67
nie mają przeszkód, by zawrzeć sakrament małżeństwa,
a nie czynią tego, nie mogą być jednak usprawiedliwieni.
Skorzystajcie z możliwości samej spowiedzi. Jak zatem
to uczynić?
Po pierwsze – postanowienie musi wypływać z głębi
serca.
Po drugie – należy zrobić głęboki rachunek sumienia
z całego życia (przy pierwszej takiej spowiedzi) – modląc
się przy tym do Ducha Świętego o rozeznanie swych grzechów,
bowiem te stare i niekiedy zapomniane najbardziej
kalają nasze serca. Czyńcie tak przynajmniej przez tydzień
lub dłużej, aby jak najlepiej rozeznać swe grzechy. Można
spisać je na kartce, a później ją zniszczyć. Nie szukajcie
dla nich usprawiedliwienia. W trakcie rachunku sumienia
konieczna jest wstrzemięźliwość seksualna.
Po trzecie – rozważcie, gdzie chcecie pójść do spowiedzi,
być może lepiej będzie udać się do innej parafii lub innej
miejscowości, aby zniwelować blokadę przed znajomym
księdzem, choć czasami znajomy spowiednik może być
bardziej pomocny – wasza decyzja.
Po czwarte – idźcie do spowiedzi wtedy, gdy będzie
mniej ludzi, lub poproście o spowiedź indywidualną.
Po piąte – przystępując już do spowiedzi, zapoznajcie
spowiednika z sytuacją. Oznajmijcie, że nie oczekujecie
rozgrzeszenia, poproście jedynie o błogosławieństwo po
skończonej spowiedzi. Tego nikomu nie powinien odmówić
żaden kapłan, bo każdy je otrzymuje na koniec mszy
świętej.
68
Po szóste – wyspowiadajcie się ze szczerością serca. Jeśli
czegoś zapomnicie powiedzieć, to tak, jakbyście powiedzieli,
jeśli zaś świadomie zataicie – wiążecie u szyi dodatkowy
kamień.
Po siódme – po skończonej spowiedzi i przyjęciu błogosławieństwa
módlcie się o miłosierdzie Boże i naznaczenie
pokuty, przyjmijcie ją z pokorą, gdy nadejdzie. Następnie
pojednajcie się z tymi, z którymi jesteście skłóceni, a przynajmniej
spróbujcie, i naprawcie szkody, jeśli takie były
(jeżeli to możliwe). Żałujcie za krzywdy, jakie wyrządziliście,
i wybaczcie wszystkim swoim krzywdzicielom,
modląc się za nich. Na koniec wybaczcie sobie.
Jeśli wy wybaczycie, Ojciec i wam wybaczy wasze grzechy
i przez Syna będziecie mieć odpuszczenie. Bo tylko
Pan, Jezus Chrystus, ma moc odpuszczenia grzechów,
która pochodzi od Ojca. I nie ma innej drogi do Syna, jak
przez Ojca, a do Ojca jak przez Syna.
Kiedy i jak to się stanie? Nie wiem, bo i któż to może
wiedzieć… W dużej mierze zależy to od was, od waszych
skruszonych serc i łaski naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Ufajcie Bogu i bądźcie cierpliwi, a nie zawiedziecie się.
Gdy to się stanie, będziecie wiedzieć. I nie zapominajcie,
kto wam to uczynił. Niewykluczone, że kiedyś przyjmiecie
Ciało Boże. Kto jest wierny, niech wierny pozostanie.
Sakrament małżeństwa jest nierozerwalny. Małżeństwo
stanowią kobieta i mężczyzna… oto słowo Boże.
Przyjmowanie Komunii Świętej
Niestety nastały czasy, kiedy powszechne się stało przyjmowanie
Komunii Świętej na stojąco lub podawanie Jej na
rękę, szczególnie w większych aglomeracjach. Księża stają
nawet na stopniach, aby było im łatwiej, by nie musieli
męczyć ręki, podnosząc ją do góry. Niekiedy, gdy klękam,
mają problem, bo muszą się pochylić i patrzą na mnie jak
na wariata. Czy jestem wariatem, klękając przed Bogiem
będącym w Eucharystii? Na pewno nie!
Przed nowymi i modnymi praktykami przestrzegał już
Święty Jan Paweł II w homilii o przyjmowaniu Komunii
Świętej (Rzym, 1 marca 1989 r.). Był kiedyś taki czas, gdy
uważałem, że związek sakramentalny nie ma większego
znaczenia (żyłem bez ślubu kościelnego przez siedemnaście
lat), a spowiedź uważałem za wielką głupotę. Myślałem
sobie: „Po cóż mam mówić swoje grzechy facetowi,
który być może ma ich więcej ode mnie? Jaki to ma w ogóle
sens?”. Dziś już wiem, jakim byłem głupcem.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.

71
11. Czy zwierzęta mają duszę?
Czy zwierzęta idą do nieba?
Papież Franciszek mówi: „Psy też idą do nieba. Raj jest
otwarty dla wszystkich boskich stworzeń”.
Papież Franciszek znów zachwycił i zadziwił swoim
kontrowersyjnym wystąpieniem. Podczas niedawnego
publicznego wystąpienia pocieszał chłopca, którego piesek
odszedł. „Pewnego dnia zobaczymy nasze zwierzęta
znów w wieczności Chrystusa. Raj jest otwarty dla
wszystkich boskich stworzeń” – powiedział Franciszek.
Ta papieska uwaga została odczytana jako zmiana konserwatywnej
teologii katolickiej, zgodnie z którą zwierzęta,
jako pozbawione duszy, nie mogą dostąpić nieba.
W roku 1990 papież Jan Paweł II powiedział, że zwierzęta
mają dusze, ale jego następca Benedykt XVI w kazaniu
z roku 2008 wyraził całkiem przeciwną opinię.
Z wielkim uznaniem o papieskich słowach wypowiedziały
się stowarzyszenia walczące o prawa zwierząt.
W sieci pojawiło się mnóstwo opinii, że ludzie powinni
określić swoją postawę wobec zwierząt (źródło: polskatimes.
pl).
72
Czy więc zwierzęta mają duszę?
Czy pójdą do nieba?
Czy mogą być zbawione?
Trzeba zrozumieć, że wszystko, co żyje, jest zrodzone
z ducha, albowiem bez ducha nic nie może żyć, bo to duch
jest życiem i to duch daje życie. Jeden jest jednak duch na
podobieństwo Boga zrodzony i nie ma innego. Ten właśnie
duch ma świadomość Boga i wolną wolę. Ten właśnie duch
kocha i grzeszy w swojej świadomości. Ten właśnie
duch został odkupiony przez śmierć i zmartwychwstanie
naszego Pana, Jezusa Chrystusa.
Cóż więc ujrzymy w niebie oprócz Boga, Maryi, aniołów
i tych, którzy tam mieszkają przez miłosierdzie Boże?
Nie wiem. Wiem jednak, iż zachwyt tym pięknem przekracza
ludzkie wyobrażenia. Człowiek nie może poznać
i odczuć tego na ziemi w pełni, a nawet w połowie, bowiem
jego ludzka natura go ogranicza, jego zmysły nie zniosłyby
tego, tak wielkie jest to piękno i ten zachwyt, w jakim znajduje
się dusza. Dzięki łasce Matki Bożej i naszego Pana
Jezusa Chrystusa mogłem poznać jedynie namiastkę tego
piękna. Ledwo to zniosłem, tak było piękne. Gdybyście
tylko mogli to poznać, gdybym tylko mógł wam to jakoś
przekazać, zrobilibyście wszystko, by więcej nie grzeszyć,
by więcej nie obrażać Boga. Jak wiecie z Ewangelii, brama
prowadząca do królestwa niebieskiego jest wąska, a szeroka
‒ wiodąca na zatracenie.
Nie zapominajmy o tym, że to człowiek dostał w posiadanie
ziemię, jej skarby i wszelkie stworzenie, jakie na niej
żyje. Dla wielu to samo może być czym innym, dla jednych
pokarmem, dla drugich lekarstwem, dla trzecich pomocą
lub pociechą. Nic zaś, co jest poddane człowiekowi, nie
może być wywyższone ponad człowieka.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.

75
12. Tylko człowiek
Pewien bliski memu sercu człowiek ‒ jego imię niech pozostanie
dla Boga ‒ tłumacząc się Matce Bożej ze swych
występków, powiedział: „Ja jestem tylko człowiekiem”,
zaś Matka Boża odpowiedziała: „Jesteś aż człowiekiem”.
Wiedzcie więc o tym, że dla Boga nie jesteśmy tylko
ludźmi, ale „aż ludźmi”, a miłość Boża do nas jest niewypowiedzialna,
niepojęta, nieogarniona.
To właśnie dla nas, ludzi, nasz Ojciec, który jest w niebie,
wydał Syna swego jednorodzonego, zstępując z nieba
w swej chwale, i stał się człowiekiem, by cierpieć i umrzeć
właśnie za nas, za człowieka. To nam, ludziom, aniołowie
służą w wielkiej pokorze, to za nas modlą się święci w niebie,
to w naszych rękach jest ziemia i wszelkie stworzenie,
jakie na niej żyje, to my jesteśmy dziedzicami królestwa
Bożego. Nie mówmy więc już nigdy: „Jestem tylko
człowiekiem”, bo to nieprawda. Jesteśmy bowiem wyjątkowi,
stworzeni na obraz Boży i nie wolno nam tak
mówić.
To właśnie szatan odmówił posłuszeństwa Bogu, gdyż
nie chciał służyć człowiekowi w pokorze jak inni aniołowie,
mówiąc: „To tylko człowiek”. Nie mówcie więc już nigdy:
„Jestem tylko człowiekiem”. Szczęśliwi, którzy upadli, by
móc powstać w Chrystusie Jezusie.
Póki żyjecie, możecie się nawrócić i uczestniczyć w królestwie
niebieskim – pamiętajcie o tym. Potem już nic nie
będziecie mogli zrobić. Tylko modlitwa żyjących będzie
mogła wam pomóc, pod warunkiem że macie kogoś
takiego, wytrwałego, o szczerym sercu, i pod warunkiem
że nie pójdziecie na potępienie. Nie mówię wam tego, bracia
i siostry, by was straszyć, lecz po to, byście wiedzieli,
byście mieli świadomość, bo to wy dokonujecie wyboru
wedle własnej woli. Wiedzcie również, że wasza wola jest
świętością dla Boga, dla diabła zaś jest pożywką.
Nawracajcie się, nawracajcie, bo zginiecie! Nawracajcie
się, a żyć będziecie!
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
77
13. Proroctwo dla świata
Matka Boża powiedziała: „Ludzie będą płakać za jedzeniem”.
Matka Boża powiedziała, że już wkrótce przez świat
przejdzie wielkie zniszczenie i wielki głód, ludzie będą płakać
za jedzeniem. Będzie wielki chaos, który opanuje cały
świat. W niebie już nie można patrzeć na to, co ludzkość
wyprawia. Rozpocznie się od Japonii. Holandia zostanie
niemal zrównana z ziemią, ten kraj poniesie największe
straty. Stany Zjednoczone Ameryki i Rosja poniosą wielkie
straty, jak i cały świat. Zginą miliony ludzi, przyjdzie
wielkie cierpienie. Najbezpieczniejszym miejscem na całym
globie będzie Polska, którą Matka tak mocno ukochała.
Polska ucierpi najmniej. Niech Polacy mieszkający za granicą
będą w tym czasie w Polsce (nie mnie Pani to mówiła,
lecz ja to mam przekazać).
Musicie, bracia i siostry, wiedzieć jeszcze jedno: Pan
Jezus jest już w drodze!
Drugi anioł zatrąbił!
Widziałem przyjście Pana Jezusa na ziemię ze wszystkimi
szczegółami, lecz nie jest mi dane mówić. Nie jest to
odległy czas, choć nie znam daty ‒ bo nikt jej nie zna. Mogę
powiedzieć jedynie, że nasz Pan przyjdzie w wielkiej chwale
78
i wielkim świetle i rozjaśni ciemność, która w tym czasie
będzie panowała. Lęk powstanie w każdym sercu, lecz
u niektórych szybko minie i zagości w jego miejsce radość.
Nawracajcie się, nie odrzucajcie tej miłości, tej niepojętej
Bożej miłości, nawracajcie się, a będziecie żyć. Wszyscy
jesteście kochani jednakowo, wszyscy możecie dostąpić
miłosierdzia ‒ cokolwiek byście w życiu uczynili przeciw
bliźniemu, jeśli skruszeją wasze serca, jeśli Bóg dostrzeże
w waszych sercach prawdziwy żal, jeśli będziecie pokutować.
Gdybyście wiedzieli, jak jesteście kochani, gdybyście
tylko wiedzieli!
Paruzja. Gdy przyjdzie czas, otworzą się wszystkie serca
na ziemi, ujrzycie wówczas całą swoją niegodziwość i wasze
występki, jak i ja widziałem swoje. Śmierć będzie panowała,
lecz nie przez Chrystusa, a przez wasze grzechy, a wasze
sumienia będą krzyczeć przeciw wam. Przetrwa ten, kto
swój wstyd zdoła udźwignąć, a będą to nieliczni. Diabeł
zaś okaże swą potęgę i ujrzycie jego prawdziwe oblicze.
Nawracajcie się, nie czekajcie do jutra, bo nie wiecie, czy
jutro nadejdzie. Nawracajcie się, albowiem w domu Ojca
jest mieszkań wiele. Patrzycie na nie każdego dnia, a nie
widzicie, choć są w zasięgu waszego wzroku, a to, co przygotował
nam Pan, przekracza ludzką zmysłowość. Błogosławię
wam, drodzy bracia i moje siostry, błogosławię serca
wasze, by się nawróciły do Boga Najwyższego i otworzyły
się na Jego miłość. W imię Boże wam błogosławię, w imię
Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Chwała Panu na wieki
i Matce Jego chwała. Szczęść Boże!
79
Ostrzeżenie
Muszę was ostrzec, bracia, byście od świętego Kościoła
nigdy nie odeszli, choćby nie wiem co. Pamiętajcie o tym,
choćby nie wiem co, bowiem tam jest Chrystus i tam
będzie do końca.
Zapowiedzi
Wiele jeszcze muszę wam powiedzieć, bracia i siostry moje,
gdyż nadszedł czas, abyście poznali wielką tajemnicę nieba.
Pan chce, abym wszystkim o tym powiedział. Tak też uczynię,
albowiem taka jest wola Boża. W kolejnym wydaniu
dowiecie się, gdzie są mieszkania w domu Ojca, o których
mówił Pan Jezus, o wielkim miłosierdziu Bożym, o pokucie
i cierpieniu, o Bramie Niebieskiej, o tym, co się dzieje
po śmierci człowieka. Wszystko opowiem, tak jak poznałem,
tak jak potrafię, tak jak mi będzie dane. Wola Boża
jest święta.
Zakończenie
Na zakończenie chcę wam objawić, bracia i siostry, wizerunek
Maryi Niepokalanej zawsze Dziewicy, Matki Pana,
matki naszej, gdy była u schyłku swojego ziemskiego
żywota, tak jak mi zostało objawione, tak jak widziałem.
Widziałem Matkę w świetlistym okręgu z rozmytymi brzegami,
jakby fotografię. Była to kobieta łudząco podobna do
matki Teresy z Kalkuty. Na głowie miała białą chustę ułożoną
tak, jak nosiła ją matka Teresa, twarz miała podobną,
choć bardziej śniadą, wypełnioną głębokimi bruzdami, lecz
nie było widać zmarszczek jak u staruszki, a jedynie wielkie
bruzdy na spieczonej skórze. Jej twarz przepełniona
była wielkim cierpieniem, jakby całe życie było na niej
wypisane. I choć obraz ten na pierwszy rzut oka wyglądał
jak oblicze matki Teresy, to w momencie gdy go ujrzałem,
wiedziałem, kim jest ta kobieta. Wiedziałem, że to Maryja,
choć nigdy wcześniej nie widziałem tego oblicza. Gdybym
potrafił malować, namalowałbym wam ten obraz, lecz nie
potrafię, przynajmniej na razie.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch
Święty.
Listy

83
1. List otwarty do duchownych
Kościoła świętego
Pragnę zwrócić się dziś do wszystkich duchownych, księży,
braci zakonnych i osób konsekrowanych.
Drodzy bracia, piszę ten list, gdyż czuję się w obowiązku
przekazać wam to, co otrzymałem od Pana naszego, Jezusa
Chrystusa. Zanim to jednak uczynię, chcę się odnieść do
sytuacji, jaka panuje w dzisiejszym Kościele. Cieszy mnie
fakt, że na kazaniach przestrzega się wiernych przed korzystaniem
z usług wróżbitów, czarowników, energoterapeutów
i innych uzdrowicieli, jednak martwi mnie to, że nie mówi
się o konsekwencjach takich wizyt, przez co ludzie bagatelizują
te sprawy, uważając, że to tylko zwykła gadanina, a fala
tego zjawiska osiągnęła już stan krytyczny. Szatan zbiera
żniwo. Ponadto zasmuca mnie fakt, że sami księża nie wierzą
w istnienie szatana. Jak więc mają wierzyć wierni? Nie
mówię oczywiście o wszystkich, ale o większości. Ci zaś,
którzy wierzą, z obawy przed nim przeważnie nie chcą mieć
z nim do czynienia, mówiąc sobie: „Jeśli nie będę go zaczepiał,
to będzie się trzymał ode mnie z daleka” itp. I tu się
mylicie, bracia, bo gdyby tak było, to Kościół byłby zdrowy.
84
Służba Bogu to nie tylko głoszenie Dobrej Nowiny, ale
i walka z przeciwnikiem, jakim jest szatan. To nakazał
Pan nasz, Jezus Chrystus. Nie może być tak, że ksiądz boi
się diabła, bo to diabeł ma bać się księdza. Więc nie bójcie
się diabła, bo on wam nic nie może uczynić, jeśli jesteście
Chrystusowi. Niech on boi się was! Wypędzajcie złe
duchy, jak nakazał Pan.
Nie każdy z was, bracia, tak będzie czynił, bo nie każdy
jest Chrystusowy. Nie każdy będzie tak czynił, bo nie
wszystkim będzie to dane, lecz ci, którzy mogą, niech błogosławią
przez nakładanie rąk na głowę. Ci, którzy czują
się na siłach, niech egzorcyzmują za zgodą biskupa, wedle
prawa kanonicznego, pozostali niech błogosławią ‒ na to
nie potrzeba zgody, tak jak nie potrzeba zgody na odmawianie
modlitwy uwolnienia (egzorcyzmy proste), którymi
winien się posługiwać każdy kapłan.
Każdy duchowny winien być przynajmniej raz w życiu
przy egzorcyzmie, uczestnicząc w nim, i to już na początku,
w seminarium. Wtedy lepiej mógłby rozeznać swoje powołanie
i służbę Bogu Wszechmogącemu.
Oto, co wam przekazuję, bracia: błogosławieństwo
Ojca, Syna i Ducha Świętego. Nie jest to nic nowego,
przeciwnie, jest to odwieczny przykaz, który został zaniedbany.
Błogosławcie więc ludzi tymi słowami, błogosławcie
z serca, błogosławcie wszyscy, którzy możecie. Błogosławcie
wszystkich, których będziecie mogli pobłogosławić,
a nie wszystkich będziecie mogli. Będziecie wiedzieć, gdy
zawierzycie Duchowi Prawdy. Pan was będzie prowadził.
85
Tak błogosławcie: „Błogosławię cię: w imię Ojca, w imię
Syna, w imię Ducha Świętego”, nakładając przy tym ręce
na głowę.
Tyle wystarczy, by zerwać diabelskie pieczęcie, chyba że
Pan otworzy przed wami serce danego człowieka. Wtedy
będziecie wiedzieli, co mówić ponadto, Bóg będzie prowadził.
Módlcie się też każdego dnia za wszystkich tych
ludzi, których Pan postawił na waszej drodze. Nie lękajcie
się, bracia, stanąć w autorytecie Jezusa Chrystusa, to nie
pycha, lecz obowiązek. Gdy więc łamiecie pieczęcie diabelskie,
nakładając swe ręce na głowę bliźniego, mówcie:
„Błogosławię cię…”, podobnie jak w konfesjonale mówicie:
„Odpuszczam ci…”, lub gdy zwracacie się do demona,
mówiąc: „Nakazuję ci…”, stając zawsze w autorytecie
Jezusa Chrystusa. To błogosławieństwo jest początkiem
walki, lecz musi być początek, by mógł być koniec. Błogosławcie
się wzajemnie, jak powiedział Pan.
Błogosławieństwo słowami „Niech ci Pan Bóg błogosławi”
jest pięknym życzeniem, pozdrowieniem, którego
należy używać jak najczęściej, szczególnie na pożegnanie.
Nie będę dawał świadectw na moje słowa, zacznijcie błogosławić,
a otrzymacie własne. Dowiecie się, jak marny
jest szatan wobec Bożej miłości, jak miłosierny jest Bóg,
a wiedzcie, że nie znam niczego piękniejszego niż możliwość
oglądania miłosierdzia Bożego.
W waszych rękach i waszych sercach jest miłosierdzie
Boże, w waszych rękach i sercach waszych jest Kościół święty.
Błogosławcie ludzi, nie zmarnujcie danego wam czasu.
86
Dla posługujących
Słyszałem, że zdarzały się próby wypędzenia ducha
„homoseksualnego”, lecz nie znam wyników takich egzorcyzmów.
Chcę powiedzieć, że pod tą nazwą kryje się
wiele odmiennych bytów. Trzeba wyodrębnić (spersonalizować)
byt, wtedy mogą przyjść efekty (wszystko
zależy od woli Bożej, bowiem często są to kary pokoleniowe,
które muszą trwać, być odpokutowane, wymodlone
‒ wtedy będzie łatwiej). Pan nasz jest jednak miłosierny,
a Jego plany są doskonałe. Jest to jednak wykonalne
tylko w Duchu Świętym, w szczerym sercu i wytrwałej
modlitwie do Niepokalanej Dziewicy Maryi, Matki
Pana. Należy zachować wyjątkową ostrożność. Ten duch
jest inny, z pozoru łagodny, chwilami nawet zabawny,
przez to bardzo niebezpieczny, gdyż można stracić czujność,
podobnie jak z tymi, które są nazywane „fałszywej
wiary”.
Nie zniechęcajcie się, na efekty trzeba czekać z pokorą
i wiarą, a wiecie przecież, że u Boga wszystko jest możliwe.
Dziękuję wszystkim, którzy mają odwagę unieść swe oczy
ku niebu, do Ojca i podjąć tę walkę ze złym duchem, który
zwie się szatanem i diabłem.
Wzywam do tej walki wszystkich, którzy są Chrystusowi!
Wzywam do tej walki w imię naszego Pana, Jezusa
z Nazaretu!
Pozostawiam was, bracia, w błogosławieństwie Ojca,
Syna i Ducha Świętego. Niech Pan Bóg Wszechmogący
będzie zawsze z wami.
trzynasty

89
2. List otwarty
do świadków Jehowy
Bracia, nie piszę dziś po to, by wydawać osądy, bowiem
wiecie przecież, że przyjdzie Sprawiedliwy, który sądził
będzie. Piszę ku przestrodze dla was, lecz nie z przekory,
a z miłości. Każdy z nas dokonuje w swoim życiu różnych
wyborów, świadomych lub nie, dobrych i złych, z własnej
woli lub nie. Bóg szanuje każdy nasz wybór, jakikolwiek by
był, tak i my winniśmy szanować wybory innych, choć to
niełatwe, a czasami wręcz niezwykle trudne. Szanować nie
oznacza jednak przyjmować. Szatan jest podstępny i często
działa pod pozorem dobra (złudzenia dobra), by oddawano
mu hołd, niczym Bogu. Tak właśnie jest w przypadku
Strażnicy, a ja mam upoważnienie ku temu, aby to powiedzieć,
gdyż poznałem wielu z was i z niektórymi jestem
w bardzo dobrych stosunkach. Uszanowałem wasz wybór,
wiedząc, że Bóg kocha każdego człowieka, bez wyjątku,
ale znam też szatana, który was zwiódł.
Wy, którzy nazywacie siebie świadkami Jehowy, pozbyliście
się wszystkiego, czego boi się szatan, wszystkiego, co
sprawia mu ból. Odebraliście osobowość Bogu (Duchowi
90
Świętemu), wywyższając przy tym szatana, pozostawiając
mu osobowość ‒ w tym drugim macie rację, diabeł też
jest osobowy. Odebraliście boskość Jezusowi ‒ odebraliście
godność Maryi, Matce Pana, która depcze głowę węża.
Odebraliście nawet ducha człowiekowi. Z krzyża zrobiliście
pal. Manipulujecie Słowem Bożym (Ewangelią) na
własne potrzeby. Pozbyliście się wszystkich znaków i symboli,
jakie zbliżają człowieka do Boga, a których boi się szatan,
pod pozorem bałwochwalstwa, jakby nie rozumiejąc,
że nie do symbolu człowiek się modli, lecz poprzez symbol,
który zawsze był człowiekowi potrzebny przez jego „niedoskonałość”
i tęsknotę za Bogiem. Pan nasz mówił nam, abyśmy
byli doskonali jak Ojciec nasz, który jest w niebie, więc
powinniśmy dążyć do doskonałości, lecz nie możemy czuć
się doskonali, bowiem doskonały jest tylko Bóg. W sprawie
krwi zasłaniacie się Starym Testamentem ‒ jakże sprytnie ‒
a Jezus, Pan nasz, powiedział: „Bierzcie i pijcie […], to jest
bowiem kielich”. Błogosławiony, kto to pojmuje. I pycha,
która wynosi was ponad wszystkich. Żyjecie od Armagedonu
do Armagedonu, a żaden człowiek nie może znać
dnia, w którym nadejdzie Pan ‒ komu będzie dane dostrzec
znaki, dostrzeże je. Macie w nienawiści nie tyko księży,
duchownych, ale wszystko, co uświęcone, a w szczególności
wodę święconą, której diabeł nie znosi.
Można by tak wymieniać jeszcze długo, ale najgorsze
jest to, że w „domu” świadka Jehowy szatan nie znajdzie
niczego, co by mu przeszkadzało, a tak dużo o nim
mówicie. Szanuję ten wybór, ale i bardzo wam współczuję,
91
zwłaszcza że znam naprawdę wspaniałych ludzi w waszych
kręgach. Tym bardziej trudno mi to pisać. Wasza pycha
przesłania niebo nad wami. Sądzicie, że tylko wy będziecie
zbawieni, że poznaliście Boga, że pojęliście w pełni Słowo
Boże. A ja wam mówię, że nie ma na ziemi takiego człowieka,
który by Słowo Pańskie przysposobił w pełni, zaś
ci, którzy tak myślą, będą zawstydzeni. Patrzycie na siebie,
jakbyście byli wolni od grzechu, a szatan w ogóle was nie
dotyczył. Obudźcie się! Zobaczcie, komu służycie!
Nie niosę do was pustych słów, bowiem niejednokrotnie
było mi dane widzieć szatana, a także wejrzeć w jego
serce. Choć nie chciałem tego, zostałem zmuszony, bo
któż by chciał i ostał się przy tym… Dziś jednak wiem,
jak wielka to była łaska, której nie wolno mi zmarnować.
Znam te zwodnicze duchy i czuję je, gdy nawiedzacie moje
domostwo, zawsze drży wtedy moje serce, bo to są duchy
w masce dobroci i spokoju. Tak bardzo jest mi was żal, lecz
nie możecie przekroczyć progu mego domu, gdy przychodzicie
„w służbie”, nie chcąc oddać hołdu Maryi, argumentując
przy tym, że Jezus nie modlił się do swojej matki.
A ja chcę zapytać, kto się modli do żywych, kto się modli
do ludzi?
Jezus nauczył nas modlitwy do Ojca w niebie, ale też
nie zabronił prosić u tych, którzy są przy Ojcu, dla Ojca.
Ponadto Maryja, Matka Boga w Jezusie Chrystusie, jest
ponad wszystkie matki, a mogłem się o tym przekonać
wielokrotnie przez łaski, by mnie więcej diabeł nie zmamił,
bym stał na solidnym gruncie. O tym, jak bardzo szatan
92
nienawidzi Dziewicy Maryi, mogą się przekonać ci z was,
którzy mnie znają i wiedzą, co się stało w sobotę 13 czerwca
2015 roku, w dniu napisania przeze mnie świadectwa Szatan
nienawidzi Maryi.
Tak więc, bracia, powtarzam wam, iż Ojciec nasz, który
jest w niebie, jest Ojcem nas wszystkich, bez względu na
wyznawaną religię, wiarę, kolor skóry czy płeć, i kocha nas
wszystkich jednakowo bez żadnych wyjątków, beż żadnych
podziałów na lepszych czy gorszych, bardziej czy
mniej grzesznych. Szanujmy się więc wzajemnie, bowiem
wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, a gdy nawiedzacie
domy tych, którzy są w Chrystusie Jezusie, nie wchodźcie
podstępem, lecz przedstawcie się: „Jesteśmy świadkami
Jehowy”. A może się wstydzicie? Jezus jest archaniołem,
a nie Bogiem ‒ a może tak nie uważacie? Jedyny
byt duchowy (osobowy), jaki uznajemy, to szatan ‒ czyż
nie? Maryja to zwykła kobieta z gromadką dzieci ‒ czy to
nie wasze słowa?
Najpierw się więc przedstawcie, dopiero potem zapytajcie,
czy chcą rozmawiać o Biblii i Bogu. Wtedy będziecie
szczerzy i nie wejdziecie podstępem. Lecz czy ojciec kłamstwa
może być szczery? Wiedzcie, że każdy, którego zwiedziecie
podstępem i oddacie w paszczę lwa, będzie wam
policzony, gdy nadejdzie czas.
Na koniec, bracia, powiem wam, że przez Pismo człowiek
się doskonali, jednak prawdziwie Boga można
poznać tylko sercem, poprzez łaskę, wtedy Pismo staje się
wyraźniejsze.
Błogosławię dziś was, którzy Niepokalanej Dziewicy
Maryi, Matce Boga, szczery pokłon oddacie, a ci, którzy
pokłon oddadzą, otworzą swoją drogę do wolności…
trzynasty

95
3. List do arcybiskupa
metropolity poznańskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Czcigodny Księże Biskupie, pozwoliłem sobie napisać
tych kilka słów, gdyż poczułem w sercu wielką radość, czytając
artykuł wzywający do zaprzestania stosowania emotikonów
przez księży w archidiecezji poznańskiej. Tak bardzo
się cieszę, że wreszcie ktoś to zauważył. Emotikon to
szatan, czyli diabeł, którego znam doskonale dzięki łasce
Pana Jezusa. Emoki, Emotki (również inne nazwy) są to
zastępy duchów nieczystych (bardzo liczne legiony) wywołujące
w ludziach emocje. To wielkie zagrożenie globalne,
z którego jeszcze mało kto zdaje sobie sprawę. Emotki to
demony, które zajmują się wyłącznie dziećmi, a posługują
się one ikonami emocji (np. duch płaczu, zazdrości, rozstania,
śmierci, nieszczęścia, przyzwolenia na drobne grzeszki
itd. ‒ są ich setki). Dzieci nie tylko wysyłają je sobie, wyrażając
własne emocje, lecz chcą wpływać na emocje innych,
wysyłając komuś odpowiedniego ducha (np. ducha rozstania
lub płaczu, gdy są zazdrosne o kogoś lub o coś). Jest
to czysty okultyzm, czyli szatan działający w obie strony.
Emoki zaś to demony zajmujące się dorosłymi oraz ich
emocjami. Można już je dostrzec na ulicach: skrajne zachowania
ludzi, demonstracje, czarne marsze. Niestety ludzie
nie są świadomi tego zagrożenia, a co gorsza ‒ nie jest tego
świadomy Kościół święty. Odkąd Bóg pozwolił mi poznać
te zwodnicze duchy, przychodzące pod pozorem niewinnej
zabawy, staram się uzmysłowić to potężne zagrożenie
nie tylko zwykłym ludziom, ale przede wszystkim wam,
kapłanom Kościoła świętego, a szczególnie księżom egzorcystom.
Są już tacy, którzy zrozumieli, ale są i tacy, którzy
to bagatelizują i uważają, że przesadzam, diabolizuję.
Chciałbym, aby tak było, lecz to, co mówię, jest prawdą.
Bardzo proszę Waszą Ekscelencję o głębsze przyjrzenie
się sprawie i walkę z szatanem, który nie jest metaforą,
lecz prawdziwym bytem.
Mam jeszcze jedną prośbę. Błogosławcie ludzi w kościołach
przez nakładanie rąk na głowę. W waszych rękach
i waszych sercach jest miłosierdzie Boże. Szczęść Boże!
trzynasty
97
4. Do Papieża Franciszka
Papież chce zmian w modlitwie „Ojcze nasz”. Chodzi
o słowa „i nie wódź nas na pokuszenie”, które według Franciszka
zostały niewłaściwie przetłumaczone
(źródło:wiadomości.onet.pl)
Eminencjo, Bóg poddaje człowieka próbom, tak jak poddał
próbie Abrahama. Pozwala też działać szatanowi dla
większego dobra, tak jak pozwolił, aby Jezus Chrystus, Pan
nasz, został oskarżony i ukrzyżowany, aby zmartwychwstać.
Tak szatan bierze udział w wielkim dziele zbawienia,
w wielkim planie Bożym. Szatan od początku jest
przegrany, a wola Boża jest święta.
Bóg wodzi ludzi (prowadzi w miejsca, dopuszcza sytuacje),
by poddać pokusie, lecz nie kusi, bowiem to szatan
kusi. Bóg poddaje wielu próbom szczególnie tych,
których sobie upodobał. Nie mam wiedzy teologicznej,
jestem prostym człowiekiem, nie są to moje rozważania,
lecz prawda, której doświadczyłem. Znam kilka przekładów
tej modlitwy, z greki oraz z języków oryginalnych.
Choć się różnią, wszystkie są słuszne i prawdziwe, tak jak
słuszne jest „nie pozwól, abyśmy popadli w pokusę”. Gdy
już bowiem zostaniemy poddani pokusie, to Duch Święty
nas wybawi, gdy w naszym sercu prawdziwie mieszka
Chrystus ‒ pozwoli rozeznać, doświadczyć. A wszystko
po to, byśmy byli silniejsi, odporniejsi, jeszcze bliżej Boga.
Pan Jezus był kuszony przez szatana, poddany wielkiej
próbie, tak i my jesteśmy, jak i byli aniołowie.
Ci, którzy nie pojmują słów tej modlitwy pochodzącej
od Boga, niech się modlą, aby ją pojąć. Ci, którzy nie
pojmują Ewangelii Bożej, niech się modlą, aby ją pojąć.
Albowiem jedno, jak i drugie jest wspólne i niezmienne,
jak niezmienny jest Bóg.
Wasza Eminencjo, proszę o wybaczenie mojej otwartości,
lecz musiałem to powiedzieć, albowiem wola Boża
jest święta.
Niech Waszej Eminencji błogosławi Pan Bóg, Ojciec,
Syn i Duch Święty, a Niepokalana zawsze Dziewica
Maryja okryje swym płaszczem i utuli do swego serca.
Ja zaś jestem z modlitwą. Szczęść Boże!
99
5. Do trzech kapłanów
Bracia, choć dziś możecie uznać mnie za szaleńca, to nie
mam wam tego za złe, a wszystko, co powiedziałem, jest
prawdą. Nie mówiłem dla siebie, lecz dla Pana, byście
poznali, jak wielkie jest Jego miłosierdzie, byście poznali,
czym jest Dom Ojca i mieszkania Jego. Bo tak chciał Pan,
aby zostało to powiedziane. Mówiłem o drogach prowadzących
do Ojca, który jest w niebie. Jest jeszcze trzecia,
którą pójdę ja (jeśli wytrwam), jak wielu przede mną poszło.
O niej dowiecie się, gdy już pójdę, choć to jedna i ta sama
droga, jak jeden jest Bóg. Wiem, że dziś nie wolno wam
tego mówić, choćbyście mieli pewność co do moich słów,
a będziecie ją mieli, gdy przyjdzie czas, bowiem wszystko
ma swój czas. Dziś mogą to uznać za herezję i podzielić
Kościół święty, czego bym nie zniósł. Przyjdzie jednak ten
czas, gdyż prawda musi być wypowiedziana. Tak jak to
było z Trójcą Świętą. Tak jak jest Jeden Bóg, Ojciec i Syn,
i Duch Święty, o którym mówiłem, tak Dom Ojca i mieszkania
w nim. Dom Ojca to wszechświat, który zbudował
Ojciec, a wszystko w nim żyje, bowiem i On żyje. Mieszkania
zaś to konkretne miejsca w domu ‒ o jednym już wspomniałem
(delfin). Każdy ma wyznaczone miejsce, choć
100
mieszka w jednym domu Ojca. Patrzycie, lecz nie widzicie.
Królestwo Boże zaś jest królestwem miłości, które ma
początek w sercu, a my jesteśmy jego dziedzicami, czego
jestem świadkiem.
Dusza jest tam świadoma swojego jestestwa, wszystkiego,
co ją otacza, jest w wielkim zachwycie, słyszy, widzi
i czuje, a nawet się uśmiecha, porozumiewa w języku anielskim
(finfinenfinful), trwa w wielkiej miłości, niepodzielnej
miłości, niezmiennej, doskonałej miłości Bożej. O tej
miłości mówił Pan Jezus (Mk 3, 31‒35).
Wszystko, co wam powiedziałem, bracia, zostało
zapisane na kartach Ewangelii Bożej. Nic nie dodałem,
a mówiłem, co widziałem, co poznałem, tyle, ile mi dane
było poznać. Jeśli zaś chodzi o szatana, czyli diabła, to
tyle może, na ile pozwoli mu Bóg. Tak więc czy mu się
to podoba, czy nie ‒ a raczej nie ‒ bezustannie bierze
udział w wielkim planie zbawienia, w wielkim dziele
Bożym, a plany Boże są doskonałe. Wola Boża jest święta
(J 14, 1‒12; Mk 9, 2‒9; Mk 3, 31‒35; J 15, 1‒24; J 14, 25‒31,
J 16, 4‒15, Ap 6, 1‒4).
Wkrótce ten, o którym mówiłem, który był na uwięzi,
zostanie z uwięzi spuszczony, a wasze oczy ujrzą jego
potęgę. Wtedy możecie mówić, a głos wasz będzie słyszany
po krańce ziemi. Będziecie wiedzieć, co czynić, bo
Pan będzie was prowadził. A imię tego, którego widziałem
na uwięzi, to EMOTICON-EMOK (EMOCJE), albowiem posiądzie
pełną władzę nad emocjami. Lecz najpierw przyjdzie
do mnie, bo pierwszy z ludzi widziałem jego i jego potęgę,
i został upokorzony przez to. Co będzie, nie wiem, Bóg to
wie, a święta jest wola Boża.
Gdybyście mogli ujrzeć, bracia, jak jesteście kochani, jak
Bóg kocha każdego człowieka! Gdybyście tylko mogli to
zobaczyć! Nie każdy jednak kocha Boga, który przyszedł
w Jezusie Chrystusie, Panu naszym. Tak zginą ci, którzy
się nie nawrócą. Ratunek znajdziecie na ścianie
domu mego. Zaś w ogrodzie mym tajemnicę
nieba zostawiam.
Niech wam Pan Bóg błogosławi, bracia, Ojciec, Syn i Duch
Święty. Niech was prowadzi Bóg Wszechmogący w Trójcy
Jedyny i niech Matka Jego, nasza Matka, czuwa nad wami.
Wkrótce półsieroty wyjdą na ulicę i zwodzić będą ludzi,
baczcie na nich. Jeśli chcecie wiedzieć, kto jest u kogo na
służbie, policzcie mu tych, których oderwał od Kościoła
świętego, od Chrystusa i Matki Jego. A będziecie wiedzieć.
W waszych rękach i sercach waszych jest miłosierdzie Boże.
trzynasty

103
Modlitwa
o dary Ducha Świętego
Podczas pierwszej pielgrzymki do Polski (Warszawa 1979)
Jan Paweł II powiedział: „Przyjmijcie ode mnie tę modlitwę,
której nauczył mnie mój ojciec, i pozostańcie jej wierni”.
Duchu Święty, proszę Cię:
o dar mądrości do lepszego poznawania Ciebie i Twoich
doskonałości Bożych,
o dar rozumu do lepszego zrozumienia ducha tajemnic
wiary świętej,
o dar umiejętności, abym w życiu kierował się zasadami
tejże wiary,
o dar rady, abym we wszystkim u Ciebie szukał rady
i u Ciebie ją zawsze znajdował,
o dar męstwa, aby żadna bojaźń ani względy ziemskie nie
mogły mnie od Ciebie oderwać,
o dar pobożności, abym zawsze służył Twojemu Majestatowi
z synowską miłością,
o dar bojaźni Bożej, abym lękał się grzechu, który Ciebie,
o Boże, obraża.
Amen.

105
Testament
dla Kościoła świętego
Chwała Bogu niech będzie na wieki!
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu!
Bracia i siostry, przekazuję wam ten krzyż pokutny, krzyż
miłosierdzia, krzyż wielkich łask, który jest szczególnym
darem dla Kościoła świętego. Jest to dar od Matki Łaski
Bożej. Każdy, kto ze szczerym sercem rozpocznie modlitwę
słowami: „Jezu, miej miłosierdzie dla Kościoła swego”,
prosząc za przyczyną Matki przez Jej Niepokalane Serce,
i odmówi choćby cząstkę różańca za Kościół święty i jego
kapłanów, zostanie obdarzony obfitymi łaskami. Módlcie
się do Zbawczej Krwi Chrystusa, odmawiajcie Różaniec.
Matko, Twojemu Niepokalanemu Sercu zawierzam tych,
którzy tymi słowami będą się modlić. Matko, uproś dla
nich u swego Syna szczególne łaski. Dla Chwały Bożej
niech się stanie!
Twój przybrany syn, trzynasty


Krzyż pokutny wykonany przez autora,
będący szczególnym darem od Matki Bożej
dla Kościoła świętego (fot. autor)
Znaczenie krzyża
Krzyż pokutny ‒ krzyż miłosierdzia, krzyż wielkich łask,
Krzyż Chrystusowy jest zakończony krwawym ostrzem.
Jest mieczem przepowiedzianym przez proroka Symeona.
W krzyżu jest zawarta cała męka Pana Jezusa i niewymowne
cierpienie Maryi ‒ wszystkie boleści Matki
Bożej, od początku po dziś dzień. Na krzyżu pod stopami
Chrystusa znajduje się Niepokalane Serce cierpiącej matki,
Maryi, na wskroś przebite przepowiedzianym przez Symeona
mieczem. Serce Matki Bożej jest pofałdowane, pełne
wybroczyn, ran i blizn ‒ to nasze grzechy poraniły Jej serce.
W serce Matki Bożej wbity jest miecz ‒ on należy do kapłanów
Kościoła Jej Syna.
Niepokalana, zawsze Dziewica Maryja jest związana ze
swoim Synem nie tylko przez ciało i krew jako rodzicielka,
została z Nim związana także cierpieniem i Świętym
Duchem Bożym.
Wiedzcie zatem, że Kościół święty to nie tylko instytucja,
lecz przede wszystkim wspólnota oparta na fundamencie
wiary, którym jest Jezus Chrystus. Kościół święty stoi na
trzech filarach: Chrystus (fundament), kapłani i wierni. Nie
może być Kościoła świętego bez Chrystusa, nie może być
Kościoła świętego bez kapłanów i nie może być Kościoła
świętego bez wiernych. Jest jednak jeszcze jeden filar ‒ niewidzialny
‒ to Matka Boża. To Ona jest podporą Kościoła
świętego, to Ona dźwiga największy ciężar, gdy zachwieje
się któryś z dwóch filarów (kapłani i wierni). Gdy się więc
modlicie za Kościół święty, to modlicie się w Chrystusie
za siebie, za swoje dzieci, za swoje rodziny, za swoich sąsiadów,
za kapłanów, za przyjaciół, za swoich krzywdzicieli, za
całą wspólnotę ochrzczoną Duchem Świętym. Ten krzyż
i ta modlitwa nie są darem dla całego świata, są darem dla
Kościoła świętego. Kiedy to czynicie za przyczyną Matki,
bądźcie pewni, że dotrze do Boga, bowiem Jej modlitwa
jest doskonała, nieskalana, najczystsza i najpiękniejsza,
płynąca
prosto z Jej Matczynego Niepokalanego
Serca.
JEZU, MIEJ MIŁOSIERDZIE DLA KOŚCIOŁA SWEGO! Proszę
Cię, Jezu, za przyczyną Matki Twojej (naszej Matki),
Maryi, przez Jej Niepokalane Serce, miej miłosierdzie dla
Kościoła swego!
109
Od autora
Moje imię, które dostałem od Boga, jest jak data, która jest
ściśle związana z Matką. Jestem najmniejszy, dlatego też
moje imię będzie pisane małą literą lub cyframi jak data. Ja
nie buduję, lecz remontuję. Kim jestem? Będę dla was tym,
za kogo mnie uznacie. Dla jednych szaleńcem, dla drugich
może opętanym, dla innych drogowskazem, a wszystko
wedle waszej wiary, tak jak uznacie. Szatan zaś nazywa
mnie psem, mówiąc: „Jesteś psem tego wisielca” – a wisielcem
nazywa Chrystusa. Ja jestem tylko sługą Bożym, zrodzonym
z Kościoła świętego i dla Kościoła świętego. Moim
Panem i nauczycielem jest Jezus Chrystus, Jezus Nazarejczyk,
Syn Ojca Przedwiecznego, Bóg Żywy, z Dziewicy
Maryi zrodzony. Jestem Jego świadectwem, ale świadczę
również o diable, bowiem diabła też poznałem, wcześniej
niż Pana. Jestem prostym człowiekiem ze swymi słabościami,
tym, co był w niewoli diabelskiej i co od Boga otrzymał wiele
łask, na które człowiek w żaden sposób nie może sobie zasłużyć.
Jestem własnością Boga, moje życie należy do Niego.
Widziałem sprawy, które są zakryte przed ludźmi. Widziałem
dzień ostatni i przyjście Jezusa, Króla Wszechświata.
Widziałem diabła w prawdziwej postaci i zajrzałem w jego
serce. Został przede mną obnażony przez mojego Pana, bym
poznał swego nieprzyjaciela i nie zginął przy tym. Osądzony
zostałem za swojego żywota i byłem zawstydzony. Poznałem
Ojca, Syna i Ducha ‒ tak, jak było mi dane. Syn Boży przychodził,
by być moją ostoją, i Pan mnie nauczał. Moje serce
zostało związane z sercem Matki przez krew i cierpienie.
Przeżyłem dzień swojej śmierci, byłem kuszony i nadludzko
dręczony. Jestem też wojownikiem, bowiem wydałem diabłu
wojnę, którą bezustannie prowadzę, gdyż tak wybrałem
owego dnia, a miałem wybór ‒ bo dał mi go Pan. Czy jednak
mogłem inaczej, poznając tak wiele? Nie mogłem, nie
chciałem. DOPOMÓŻ MI, BOŻE, BYM WYTRWAŁ W TEJ ŁASCE.
Oddałem Bogu swego syna, bo tak chciał Bóg, oddałem go
w modlitwie, oddałem Bożej woli. I choć mojego cierpienia
i wielkiej tęsknoty nie da się opisać, to me serce raduje
się, gdyż mogłem się przekonać o jego zbawieniu i zobaczyć
miejsce, w którym zamieszkał. DZIĘKUJĘ CI, BOŻE, I TOBIE,
MARYJO, BRAMO NIEBIESKA, KRÓLOWO SERCA MEGO. Byłem
wzięty tam, gdzie dusze wszeteczne są pogrążone w cierpieniu,
bym to poznał, doświadczył tego i mógł was ostrzec.
Wszystko będzie dla was, gdy nadejdzie czas, bo wszystko ma
swój czas. Teraz jednak jest coś, co wciąż muszę wam powtarzać:
zginiecie, jeśli się nie nawrócicie. Uwierzcie, zginiecie!
Zginiecie, jeśli się nie nawrócicie! Nie czekajcie do jutra, bo
nie wiecie, czy będzie jutro! Królestwo Boże macie tak blisko,
otwórzcie oczy, otwórzcie serca, a ujrzycie! Nawracajcie się,
nawracajcie, bo zginiecie! Nawracajcie się, a będziecie żyć!
trzynasty
111
Osiem błogosławieństw
Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem do nich należy
królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem odziedziczą ziemię.
Błogosławieni, którzy cierpią głód i odczuwają pragnienie
sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia
dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem zobaczą Boga.
Błogosławieni, którzy zabiegają o pokój, albowiem będą
nazwani synami Boga.
Błogosławieni, którzy znoszą prześladowania dla sprawiedliwości,
do nich bowiem należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy was znieważają, prześladują
i obrzucają oszczerstwami z mego powodu.
Cieszcie się i radujcie, bo już macie wielką zapłatę w niebie.
To przecież tak prześladowano proroków, poprzedników
waszych.
(Mt 5, 3‒12)

113
Spis treści
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
1. Szatan nienawidzi Maryi . . . . . . . . . . . . . . . . . 9
2. Jan Paweł II . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15
3. Jak diabeł chciał mnie opętać . . . . . . . . . . . . . . 21
4. Atak szatana ‒ na granicy śmierci . . . . . . . . . . . 23
5. Szatan obnażony . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27
6. Sąd żywych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33
Drogi do nieba . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35
7. Bóg kocha każdego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37
Pierwsze błogosławieństwo . . . . . . . . . . . . . 40
Drugie błogosławieństwo . . . . . . . . . . . . . . 42
8. Wyjątkowy święty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
Trzykrotny atak szatana . . . . . . . . . . . . . . . 51
9. I nie wódź nas na pokuszenie . . . . . . . . . . . . . . 57
10. Synod, rodzina, małżeństwo, spowiedź święta . . . . . 63
Małżeństwo, spowiedź święta,
komunia święta, odpuszczenie grzechów . . . . . . 63
Pojednanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 66
Przyjmowanie Komunii Świętej . . . . . . . . . . . 69
11. Czy zwierzęta mają duszę? . . . . . . . . . . . . . . . 71
Czy zwierzęta idą do nieba? . . . . . . . . . . . . . 71
Czy więc zwierzęta mają duszę? Czy pójdą do nieba?
Czy mogą być zbawione? . . . . . . . . . . . . . . . 72
12. Tylko człowiek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 75
13. Proroctwo dla świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77
Ostrzeżenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79
Zapowiedzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79
Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 79
Listy
1. List otwarty do duchownych Kościoła świętego . . . . 83
Dla posługujących . . . . . . . . . . . . . . . . . . 86
2. List otwarty do świadków Jehowy . . . . . . . . . . . 89
3. List do arcybiskupa metropolity poznańskiego . . . . . 95
4. Do Papieża Franciszka . . . . . . . . . . . . . . . . . 97
5. Do trzech kapłanów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99
Modlitwa o dary Ducha Świętego . . . . . . . . . . . . . 103
Testament dla Kościoła Świętego . . . . . . . . . . . . .105
Znaczenie krzyża . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 107
Od autora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109
Osiem błogosławieństw . . . . . . . . . . . . . . . . . .111