Podróż do piekła
Zaczęło się niczym we śnie. Znalazłem się w niewielkim pokoju na poddaszu starej kamienicy położonej w centrum w mojej miejscowości. W pokoju tym nie było żadnych mebli, był zupełnie pusty. Znajdowały się w nim dwie osoby, których twarzy zbytnio nie pamiętam, byli to jakby pracownicy lub służba zamieszkująca ten dom. Czułem się w tym miejscu bardzo źle, chciałem się stamtąd jak najszybciej wydostać. Miałem wrażenie, że to jakiś zły sen i pragnąłem się już obudzić, lecz nie mogłem. Powiedziałem do nich, że chcę wyjść, żeby mnie stąd wyprowadzili. Zgodzili się, lecz zauważyłem ich strach przed właścicielem tego domu. Mówili o nim w drodze ku wyjściu, słyszałem jego nazwisko, był to ktoś ważny, budzący ich respekt. Doprowadzili mnie do wielkiej bramy mówiąc, że mogę iść – ucieszyłem się. Za bramą jednak doznałem zdziwienia, bowiem znalazłem się w obcym dla mnie miejscu. Stanąłem jakby na wyżynie, mając przed sobą wielkie miasto otoczone wysokimi murami, w którym znajdowały się same pałace (jeden przy drugim) z okrągłymi wieżami pokrytymi złotymi kopułami a pośrodku miasta widoczna była niższa, lecz największa złota kopuła. Miasto to zdawało się być puste – nikogo tam nie mogłem dostrzec, nie było też ciemności, było jasno ale i nie było słońca. Stałem tak przez chwilę, zupełnie bez ruchu wpatrując się w blask złocistych dachów, po czym zostałem przeniesiony w miejsce, o którym chcę dziś powiedzieć ku przestrodze dla wszystkich ludzi. Było to coś niczym planeta, na wzór ziemi, lecz nie było tam nic coby można ujrzeć na ziemi, była zupełnie pusta – jak czarna pustynia, nie było tam nic, poza czymś w rodzaju niskich budynków bez okien, pustych w środku, wykonanych z materiału po którym stąpałem, zlewały się z podłożem. Były one na kształt labiryntu, niczym prostokątne lepianki przypominające nieco baraki dla więźniów w niemieckich obozach koncentracyjnych, lecz o wiele niższe, nie więcej niż dwa metry wysokości. Umieszczone były niczym stacja badawcza na środku pustyni. Czas tam był nieodczuwalny, nie było wiatru ani chmur, nie odczuwalna była również temperatura – gorąco czy zimno. W ogóle nie było żadnej pogody. Panował wielki mrok, wielka ciemność, w której mogłem widzieć. Dostrzegalna była granica wkoło nad horyzontem, to była przerażająca czerń, do której nie można było się nawet zbliżyć. Wówczas zdałem sobie sprawę, gdzie się znajduję. Zdałem sobie również sprawę z tego, że nie jest to tylko zły sen. Wszystkiego byłem świadomy, swojego jestestwa, całego swego życia. Czułem przerażenie, niepojętą samotność i tęsknotę. Zacząłem wołać do Boga, żeby mnie stąd zabrał, lecz daremne było moje wołanie, bowiem Pan odwrócił swe ucho od tego miejsca i nie słyszał mego głosu. Zrozumiałem, że stąd nie ma wyjścia, nigdy, i zostanę tu na zawsze, na wieczność, całkowicie sam. Tak oto rozpoczęło się moje cierpienie.
Zostałem pochwycony przez demony, przyodziane jakby w ludzkie ciała, były to demony nierządu i dewiacji – wszystkie zboczenia świata. Były ich tysiące, a każdy odpowiadał za inne zboczenie. Podlegały one zwierzchności, i nie wolno im było więcej niż im pozwolono, każdy miał jakby wyznaczony czas i kolej by mnie męczyć. Czasami były w grupie nie do zliczenia, a czasami po dwoje lub troje, niekiedy w pojedynkę. Byłem przez nich bezustannie gwałcony, wedle ich preferencji i upodobań, wedle ich zboczenia. Nigdy nie miały dość, ich żądze nigdy nie są nasycone. Chodziłem niczym w labiryncie pomiędzy tymi budowlami, będąc ciągle wciąganym do środka, do wnętrza tych pustych pomieszczeń (z jednym wejściem i bez okien) – tam bezlitośnie gwałcony. Byłem jak zwierzyna, na którą wszyscy polują, bez drogi ucieczki, jakiejkolwiek drogi, z pełną tego świadomością. Pierwszego gwałtu dokonał na mnie kobiecy demon nimfomanii, zaś ostatniego demony homoseksualizmu i sadomasochizmu. Lecz miłosierny Bóg zaoszczędził mi tych szczegółów, lub wymazał je z mej pamięci. Pamiętam jedynie jak się zaczynało i jak było już po wszystkim. W pewnym momencie mój duch został oddzielony od ciała i porwany na wyżyny. Byłem jakby na obłoku, z którego patrzyłem na swoje sponiewierane ciało, czułem jego (mego ciała) fizyczny ból. Koło siebie, po prawicy, na obłoku, czułem czyjąś obecność, kogoś kto mi to wszystko pokazywał. Czy to był Bóg, czy Anioł Boży – nie wiem. Gdy tak patrzyłem na swoje umęczone ciało zaczął zmieniać się krajobraz. Ujrzałem coś jakby sufit nad moim łóżkiem w moim pokoju. Rozejrzałem się dokoła i zobaczyłem śpiącą obok moją żonę. Zbudziłem ją prosząc by mnie uszczypnęła – zrobiła to. Zapytała co się stało. Odrzekłem, byłem w piekle. Poprosiłem, aby jeszcze raz to uczyniła, dla pewności – uszczypnęła. Zrozumiałem, że wróciłem z długiej podróży, z bardzo odległego miejsca. Byłem wszystkiego świadomy przez cały ten czas, nie spałem, miałem otwarte oczy i nie miałem przejścia – chwili przebudzenia, jak to bywa przy wybudzeniu ze snu. Gdy wróciłem czułem ogromny spokój, pomimo tych wszystkich doznań jakie miały miejsce. Podziękowałem Bogu za powrót do domu oraz za to, co zobaczyłem i czego doznałem, bym mógł ostrzec wszystkich przed tym miejscem. Nie jestem pewien, czy byłem tam z ciałem, choć je widziałem i czułem. Być może to co przeżyłem jest tym, co będzie po zmartwychwstaniu ciała do życia bez Boga, dla tych co to nierząd czynią bezczeszcząc świątynię Bożą, jaką jest ciało człowieka. Zdaje się, że piekło nie stanowi jedno miejsce, lecz wiele miejsc, podobnie jak niebo. Dziś wam pisze o tym jednym, byście poznali swój przyszły dom, jeśli czystości ciała nie będziecie zachowywać. Tak, to wszystko może czekać człowieka po zmartwychwstaniu ciała do życia bez Boga jeśli ciało swe zbezcześci, które jest świątynią Boga. Teraz piekło wydaje się być puste, to znaczy nie ma w nim nic oprócz diabłów. Jednak po zmartwychwstaniu ciała stanie się zapełnione. Widać, dusze grzeszne do czasu Sądu Ostatecznego będą w otchłani, zapewne w nie mniejszym cierpieniu.
Przez niemal rok rozważałem w swym duchu, cóż to za miasto widziałem, miasto z pałacami z wieloma owalnymi wieżami i złotymi kopułami, które zdawało się być puste. Czy to może przyszłe Jeruzalem, bowiem za zdjęciach Jerozolimy złote kopuły widziałem, czy może cerkwie prawosławne lub jakieś muzułmańskie świątynie, które złote kopuły mają? Czy to było miejsce dla żywych, czy może dla umarłych?
W dniu uroczystości Objawienia Pańskiego (Święto Trzech Króli) trochę jakby się rozjaśniło. Pałace w mieście, które widziałem z wieloma wieżami pokryte złotymi kopułami to cerkwie prawosławne. Jedna znajduje się na Kremlu w Moskwie w Rosji, druga podobna jak ta w Kijowie na Ukrainie, one były na przodzie miasta, które wtedy widziałem – te właśnie w dniu Objawienia Pańskiego rozpoznałem. Ale była jeszcze jedna o wiele niższa ogromna złota kopuła, którą dużo później rozpoznałem, to wielka złota kopuła znajdująca się w Jerozolimie, a wszystkie co widziałem nie sposób jest policzyć. Jedyna różnica pomiędzy tymi świątyniami co na ziemi dzisiaj stoją, a tymi co w podróży do piekła widziałem jest taka, że na kopułach pałaców (świątyń) w mieście, które w drodze do piekła widziałem nie było żadnych krzyży. Uznałem, że skoro w mieście tym nie było na kopułach krzyży i nie było też słońca chociaż jasno było, to musi być to miejsce raczej z piekłem związane, albo z czyśćcem, bo przecież w drodze do piekła byłem.
Czy jest to miejsce przygotowane dla żywych (nowe Jeruzalem), czy raczej dla umarłych, albo czyściec może? Sam już nie wiem.
Opowiedziałem o tym mieście pewnej kobiecie z Ukrainy, Irena ma na imię. Wyjaśniła: To nowe Jeruzalem. Nie było widocznych krzyży, gdyż jest tam sam Chrystus, więc znaki Jego męki nie są już potrzebne. Nie ma tam też słońca, bowiem Bóg jest tam światłością, tak światłość jest od Boga, a słońce już nie jest potrzebne.
Czy zatem moja podróż stanowiła dwa przeciwległe bieguny, życie i śmierć, zbawienie i potępienie, to co będzie po zmartwychwstaniu ciała? Czy miasto to, jest Nowym Jeruzalem, czy też miejscem w piekle lub czyśćcem może? Czy Irena ma rację? Nie wiem.
Druga śmierć czeka człowieka po zmartwychwstaniu ciała do życia oderwanego od Boga – to wieczne potępienie, wieczne cierpienie, albowiem dusza ludzka jest nieśmiertelna, a ciało powróci do życia i będzie odczuwalny ból, tak ciała jak i duszy . Starajcie się by należeć do żywych, nie zaś do umarłych.
Nawracajcie się, bo zginiecie! Nawracajcie się, a żyć będziecie!
Niech wam Pan Bóg błogosławi, Ojciec, Syn i Duch Święty