Do „Piotra”

Do „Piotra”

„Piotrze”, mniemasz, że twój podstęp może zabić świętość? Mniemasz, że twój tęczowy tron się ostoi? Powiedz „Piotrze”, czy winą Nauczyciela jest to, że został zdradzony przez ucznia?

Oto moja odpowiedź „Piotrze”:

Świadectwa Boga i diabła – Warszawa 2 kwietnia 2019

Fragment książki:

2. Jan Paweł II
Historia, którą teraz opowiem, jest niezbitym dowodem,
niepodważalnym świadectwem na wstawiennictwo
i świętość Jana Pawła II. Jej początek miał miejsce pięć
lat po śmierci Ojca Świętego. Otrzymałem prezent, to
była relikwia, fragment szaty papieskiej, którą nosił Jan
Paweł II. Gdy papież zmarł, siostry zakonne przebywające
wówczas w Watykanie pocięły ją na fragmenty, aby
otrzymać z niej pamiątkę po zmarłym papieżu, słudze
Bożym, umiłowanym w Chrystusie Jezusie. To właśnie
jeden z tych fragmentów jest w moim posiadaniu. Jest
to niewielki skrawek materiału, od którego wszystko się
zaczęło.
Był kwiecień roku 2010. Moje życie w tym czasie było
jednym wielkim koszmarem, byłem człowieczym wrakiem,
tak psychicznie, jak i fizycznie, bez chęci do życia
i bez jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. Taki stan trwał
już wiele lat. Wiedziałem wówczas, że przyczyną tego
stanu są jakieś złe siły, bo „pech”, jakiego miałem, doznania,
jakich doświadczałem ja i moja rodzina, przekraczały
możliwości racjonalnego wytłumaczenia. Nie potrafiłem
nazwać tych sił, choć próbowałem na wszelkie sposoby,
16
począwszy od czarów, poprzez uroki czy klątwy. Tak
wtedy myślałem, ponieważ zajmowałem się wszystkim,
co było sprzeczne z nauką Jezusa Chrystusa, której wtedy
w zasadzie nie znałem, nie docierała do mnie. Byłem
zafascynowany okultyzmem, wszelkimi rodzajami magii,
radiestezją, energoterapią i wszystkim, co można umieścić
w kręgu parapsychologii. Potrafiłem czynić wiele niezwykłych
rzeczy, które wybiegają poza naturę człowieka,
a wszystkie swoje niby-zdolności chciałem wykorzystywać,
aby pomagać innym. Problem pojawił się, kiedy „wiedza”
i możliwości, jakie posiadłem, zaczęły mnie przerastać.
Myśli rodzące się w mojej głowie były całkowicie
sprzeczne z moim sumieniem, a ono przez całe moje życie
było wyjątkowo głośne. Zdałem więc sobie sprawę z tego,
jak bardzo niebezpieczne są takie zdolności w rękach człowieka.
Co by było, gdyby każdy tak miał, gdyby każdy
mógł się tego nauczyć, a miłości by nie miał? To jednak
mnie nie usprawiedliwia, bowiem wystąpiłem przeciwko
pierwszemu przykazaniu, a Jezusa uważałem za doskonałego
psychologa, który w umiejętny sposób wykorzystywał
swoje zdolności. W Boga wierzyłem. Diabła nie
czciłem. Byłem pyszałkiem i zarozumialcem, lecz wrażliwym
na ludzką krzywdę, a moją uczciwość często uważano
za przejaw głupoty. Może nawet chciałem dorównać
Bogu i poznać Jego tajemnice. „Któż jak Bóg?”. Niektóre
poznałem, ale nie wtedy, a to tylko dlatego, że Bóg tak
chciał. Nie ja, taka była Jego wola. Dziś Pan uczy mnie
swej miłości, pokory i cierpliwości.
17
Nie lękam się szatana, choć widziałem go w pełnej okazałości.
Choć jego ataki są trudne do zniesienia, przyjmuję
je z pokorą, bo ufam Bogu.
Wszystko wydarzyło się dzięki, dziś już świętemu,
Janowi Pawłowi II. To dzięki jego wstawiennictwu Bóg
postawił na mej drodze wielu wspaniałych ludzi, wielu
księży, którym pragnę w tym miejscu serdecznie podziękować.
Bóg zapłać.
Otrzymałem od Boga więcej, niż mógłbym zapragnąć,
dostałem nowe życie. Gdy zakończył się nade mną Sąd
Boży, a oskarżyciel wciąż oskarżał, Pan przemówił do
mnie tymi słowami: „Czemu się zadręczasz? Twoje grzechy
zostały ci odpuszczone, jesteś jak narodzony na nowo!”.
Od tego momentu właśnie tak się czuję, jak narodzony
na nowo, a wszystkie grzechy zostały wyrzucone z mego
serca, zostały oddalone jak wschód od zachodu.
Wszystko zaczęło się tak…
Jak już wspomniałem, był rok 2010, mniej więcej połowa
kwietnia. Miałem sen. Przyśnił mi się Jan Paweł II. Siedziałem
na krześle w pierwszym rzędzie w sali wypełnionej
ludźmi, jakby na audiencji, bo na środku stał papież.
W pewnym momencie spojrzał na mnie i podszedł bliżej.
Położył prawą rękę na mojej głowie i powiedział: „Błogosławię
Cię w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego”. Wtedy
się przebudziłem, byłem bardzo poruszony. Rano wszystkim
opowiadałem swój sen. W tym czasie, jak już wspomniałem,
moje życie było prawdziwym koszmarem. Minął
może tydzień. Zadzwonił telefon. To był mój przyjaciel.
18
Ten, od którego dostałem wspomnianą relikwię. Zapytał,
czy jestem zainteresowany pracą w seminarium duchownym.
Byłem zaskoczony, trochę się bałem, bo to przecież
nietypowe miejsce, w dodatku daleko od domu. Szybko
powiązałem tę propozycję ze snem, w którym papież mnie
błogosławił, i nabrałem odwagi. Przyjąłem ofertę.
Pracę rozpocząłem, o ile dobrze pamiętam, 27 kwietnia
‒ w moje urodziny. Mój duch odżył, czułem się tam
znakomicie. Niesamowity spokój, wspaniali ludzie, nie
znałem wcześniej niczego podobnego. Stanąłem na nogi,
moje życie się unormowało, choć w domu byłem tylko
gościem. Z biegiem czasu coraz bardziej brakowało mi
rodziny i ostatecznie po pięciu latach wróciłem do domu ‒
również w kwietniu, gdy moje przeznaczenie się wypełniło.
Zanim to się jednak stało, zbliżał się dzień kanonizacji,
błogosławionego wówczas, Jana Pawła II. Znów
27 kwietnia ‒ moje urodziny. Postanowiłem zrobić sobie
prezent i pojechałem do Rzymu. Droga na plac Świętego
Piotra trwała całą noc, była to walka ze wszystkimi
ludzkimi słabościami. Kto tam był, wie, o czym mówię.
Udało się. Rano dotarłem na plac. Szczęście niepojęte.
Pojechałem tam z pewną intencją. Gdy rozpoczęła się
msza kanonizacyjna, wypowiedziałem swoją wielką prośbę
do Jana Pawła II: „Ojcze Święty, Janie Pawle II, proszę
Cię, błagam Cię, zdejmij ze mnie to, co nade mną ciąży,
czy to uroki, czy klątwy, czy cokolwiek innego, bardzo
Cię proszę, uwolnij mnie od tego”. Msza kanonizacyjna
dobiegła końca. Byłem szczęśliwy i bardzo wzruszony, że
19
mogłem osobiście przeżyć to wydarzenie. Bardzo pragnąłem
być tam w tym czasie. Wracając do swojego autokaru,
zostałem pierwszy raz w życiu okradziony, pewnie
nie ja jeden. Pomyślałem sobie wtedy: „O co chodzi?
Wszystko działa odwrotnie”. To był jednak tylko początek.
Po powrocie z Rzymu stałem się celem ataków szatana,
tych bezpośrednich, w których próbował mnie zabić,
a także pośrednich, podczas których byłem dręczony.
Kolejnym etapem był Sąd Boży, który przeszedłem. Byłem
zawstydzony i stałem się głupcem, a moja doczesna wiedza
i mądrość obróciły się w niwecz. Następnie Wielka
Łaska Boża i odpuszczenie grzechów, które oznajmił mi
sam Bóg.
Proces mojego nawrócenia rozpoczął Jan Paweł II,
a zakończył go Święty Jan Paweł II. Bogu niech będą
dzięki! Dziś jest mym stróżem z Bożą mocą sprawczą
w walce z szatanem, do której powołał mnie Bóg. Mym
przeznaczeniem nie jest głoszenie Ewangelii, to niech czynią
ci, którzy zostali do tego powołani przez Pana. Ja jestem,
by jej strzec. Jestem świadectwem i Boga, i diabła. Ja mówię
o wielkim miłosierdziu Bożym i o szatanie, o jego podstępności
i nienawiści, ale również o jego słabości. Nie
znacie go, nie wierzycie, nieświadomie zapraszacie go do
swych serc, a on zbiera żniwo. Nie piszę po to, byście się
bali, bo nie musicie, jeśli jesteście w Bogu. Czynię to ku
przestrodze. Czynię to dla was i dla chwały Bożej. Mówię
też o waszej śmierci, bo muszę, choć wolę mówić o miłości,
jaką obdarzył nas Bóg, i o Jego miłosierdziu. Wszyscy
muszą jednak wiedzieć, że zginą ci, którzy się nie nawrócą,
to o nich jest walka, wielka walka, której kres jest coraz
bliższy. […].

8. Wyjątkowy święty
Święty Jan Paweł II. To o nim będzie mowa. Mój przyjaciel,
który doprowadził mnie do Jezusa. Przyjaciel, który
mnie nie opuszcza. Przyjaciel, który bezustannie mnie
wspomaga i broni przed szatanem, szczególnie podczas
snu, a także w trudnych chwilach.
Z bezpośredniej konfrontacji z potęgą złego ducha człowiek
sam z siebie nie jest w stanie wyjść cało, to Jezus
Chrystus daje człowiekowi bezpieczeństwo, to Jego
święci i aniołowie stoją na straży i wspomagają w trudnych
momentach. Jednym z tych wyjątkowych świętych
jest właśnie Jan Paweł II, mój przyjaciel.
Szatanowi trudniej jest mnie atakować, gdy jestem
świadomy. Staram się być przygotowany i reaguję na
czas, gdyż moja wiara i ufność Panu Jezusowi, które
oddaję w modlitwie i w życiu, są większe od jego mocy.
Gdy jednak jestem pogrążony w głębokim śnie, moje
możliwości wynikające z natury ludzkiej są ograniczone.
Nawet w takich chwilach na straży stoją Pan i Jego
święci. Szatan doskonale o tym wie, lecz ciągle próbuje,
szczególnie gdy jest rozwścieczony Bożym miłosierdziem.
Nienawiść szatana do Jana Pawła jest podobna do
50
nienawiści, jaką szatan żywi do Przenajświętszej Dziewicy
Maryi.
Jan Paweł II już za życia był dla szatana wrogiem numer
jeden, ze względu na posłuszeństwo Bogu i oddanie Maryi.
Teraz, gdy jest w Domu Ojca, może o wiele więcej, a szatan
jest przy nim bezsilny, choć nie da się opisać nienawiści
płynącej do niego.
Proście więc o wstawiennictwo Jana Pawła II, a nie
zawiedziecie się. Jest to wyjątkowy święty, który może
wyprosić u Ojca w niebie wiele łask potrzebnych wam
i waszym rodzinom. Zaufajcie mu, on was doprowadzi do
Jezusa Chrystusa. Otwierajcie swe serca dla Jezusa Chrystusa,
a przetrwacie, gdy nadejdzie czas. A ten czas jest
bliski. „Nawracajcie się, i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1,14).
Póki żyjecie, możecie! Nie zatwardzajcie swych serc jak
niektórzy, co ‒ choć dostali ogrom łask ‒ odrzucili słowo
Boże. Szatan rządzi dziś światem i większością ludzkich
serc, lecz niebawem to się zmieni, bowiem Pan nasz jest
już w drodze. Gdy Syn człowieczy umarł na krzyżu, szatan
triumfował, lecz było to złudne zwycięstwo. Dziś, gdy
szatan triumfuje nad światem, nad człowiekiem, triumfuje
złudne zwycięstwo. Szatan od początku jest przegrany
i może tylko tyle, na ile pozwoli mu Bóg. Tak ci, którzy
Boga prawdziwie mają w sercu, nie muszą się lękać.
51
Trzykrotny atak szatana
Ta historia wydarzyła się w 2017 roku. Szatan trzykrotnie
w ciągu jednej nocy próbował zawładnąć mym sercem.
Jego atak, jak sądzę, poprzedziło spalenie tego dnia wielu
ubrań o charakterze demonicznym. Nosił je pewien człowiek,
szatan miał dzięki nim na niego wpływ. Jak widać,
bardzo go rozwścieczyłem tym czynem, gdyż już nocą
podjął próby ataków.
Był środek nocy, kiedy szatan przyszedł i zbliżył się do
mnie. Był tuż przy mnie, przy sercu. Byłem rozespany
i zmęczony po trudach całego dnia. Nie miałem nawet
siły wstać, więc zacząłem się modlić, leżąc. Natychmiast
odstąpił. Gdy skończyłem modlitwę i próbowałem zasnąć,
powrócił, ponawiając próbę wtargnięcia w moje serce. Rozpocząłem
kolejną modlitwę. Odstąpił. Znów próbowałem
zasnąć, lecz znów powrócił z jeszcze większą siłą i wściekłością.
Kolejny raz rozpocząłem modlitwę, lecz tym razem
położyłem na sercu poświęcony wisiorek z Janem Pawłem
II. Miałem go cały czas na szyi, lecz w czasie snu zaplątał
się gdzieś za moimi plecami. Gdy, modląc się, położyłem
go na sercu, szatan natychmiast odstąpił. Nie powrócił
już, a ja mogłem spokojnie zasnąć.
Ataki szatana są szczególnie intensywne, gdy go bardzo
czymś rozwścieczę. Niekiedy śpię z różańcem w ręku,
modląc się, szczególnie gdy te ataki są silne i długotrwałe.
Czasami tuż przed takim atakiem budzi mnie Jezus Chrystus.
Wtedy nie muszę walczyć o życie. Pan często pozwala
52
mu się do mnie zbliżyć, abym nie zapomniał, abym się
uczył, abym był silniejszy!
Większość napaści złego skierowana jest na moje serce,
szczególnie nocą, podczas głębokiego snu. W dzień zaś
szatan kieruje je raczej w mego ducha ‒ to chwile ciężkiej
walki, wielkiego cierpienia, bezustannej modlitwy. Ta
walka nie jest jednak o mnie, bo ja należę do Chrystusa.
Ona jest o tych, za których się modlę w dzień i w nocy,
za których oddaję swe cierpienia miłosiernemu Ojcu, za
grzeszników, głównie za tych, którzy najbardziej potrzebują
Bożego miłosierdzia, najbardziej zniewolonych, za
satanistów, za tych, którzy sami nie poszliby do egzorcysty
czy choćby do kościoła. Walka toczy się za wszystkich
tych, których Pan postawi na mojej drodze. Czasami są to
ludzie bardzo wierzący, ale mający poranione serca. Bóg
zawsze wie. Jego wola jest święta.
Złe duchy wiąż próbują nowych sposobów, a ich ataki są
coraz bardziej urozmaicone, nieprzewidywalne. Nie wiem,
na co liczą, wiedzą przecież, że mogą tylko tyle, na ile
pozwoli im Bóg. Opiszę jeszcze kilka przykładów.
28 listopada 2017 roku późnym wieczorem przed modlitwą
różańcową ogarnęła mnie ogromna senność. Padłem
natychmiast na kanapę i w momencie zasnąłem. Gdy się
przebudziłem, było już bardzo późno. Byłem w ubraniu,
łóżko nie było pościelone, ale najważniejsze było to, że
jeszcze nie odmówiłem modlitwy różańcowej, która była
dziękczynieniem za życie mojego syna, za życie w Królestwie
Ojca, do którego wszedł przez Bramę Niebieską.
53
Był to dwudziesty ósmy dzień tej modlitwy z trzydziestu
ofiarowanych w tej intencji. Chciałem wstać, lecz nie
mogłem się ruszyć, bo senność i zmęczenie były silniejsze.
Myślałem tylko o różańcu, wiedziałem, że muszę go
zmówić. Po kilku chwilach wszystko minęło, zeskoczyłem
z kanapy rześki i pełen wigoru. Spokojnie przygotowałem
się do snu. Wziąłem w ręce różaniec i przystąpiłem do
modlitwy. Nagle potężna senność i osłabienie powróciły
jak bumerang. Były tak wielkie, że nie mogłem ani stać, ani
klęczeć, ani siedzieć. Padłem na łóżko, ściskając w garści
różaniec, modląc się w duchu, bo ciało było już bezwładne.
Miałem kontrolę jedynie nad dłonią, w której ściskałem
różaniec. Moja modlitwa trwała całą noc z wieloma przerwami,
bowiem co jakiś czas traciłem świadomość i zasypiałem.
Gdy się przebudzałem, zawsze wiedziałem, w którym
miejscu przerwałem modlitwę, i od tego miejsca ją
wznawiałem. Tak było przez całą noc, do samego rana, aż
skończyłem różaniec. To była najdłuższa i najtrudniejsza
modlitwa w moim życiu.
1 stycznia 2018 roku przebudziłem się o trzeciej nad
ranem, jakby odechciało mi się spać. Wstałem więc i poszedłem
do łazienki. Gdy stałem nad toaletą, zaczęło robić mi
się niedobrze i słabo. To uczucie bardzo szybko przybierało
na sile, nie mogłem już ustać na nogach, ale i nie mogłem
przestać oddawać moczu, jakbym stracił nad sobą kontrolę.
Traciłem przytomność. Resztkami sił dotarłem do kuchni,
tam padłem na podłogę. Oparłem głowę o krzesło i zacząłem
zmawiać Zdrowaś, Maryjo. Poczułem, jak z każdym
54
wypowiedzianym słowem modlitwy mój stan się poprawia.
Przy drugim powtórzeniu czułem się już dobrze, lecz
zalał mnie zimny pot. Przy trzecim powtórzeniu wszystko
minęło i czułem się świetnie. Odmówiłem modlitwę jeszcze
raz, dziękując Maryi za pomoc, i poszedłem spać. Przeszedłem
już setki ataków złego ducha, bardzo różnych, lecz
czegoś takiego doznałem pierwszy raz, a odczucia, jakie
mi towarzyszyło, nie jestem w stanie z niczym porównać.
Nie lękam się diabła, choć go poznałem, bo ufam Bogu.
Nie przestanę się modlić za ludzi, dopóki będę trwał, bo
to Bóg jest dawcą życia, a nie szatan, i to z woli Boga
odchodzimy z tego świata, a nie z woli szatana. Szatan
może tylko tyle, na ile mu pozwolimy ‒ i na ile pozwoli
mu Bóg, bowiem nie wszystko zależy od nas. Czy więc
szatan może zabić człowieka? Może, tak jak to uczynił
z moim synem, lecz tylko dlatego, że Bóg mu pozwolił.
Czy więc wygrał? Przeciwnie, on zawsze jest przegrany,
od początku, a wola Boża jest święta. Siódmego dnia po
śmierci mojego syna szatan triumfował, kpiąc ze mnie,
lecz cieszył się jedynie przez chwilę, dopóki się spostrzegł,
że przyczynił się do jego zbawienia. Syn nie został potępiony,
został wzięty do nieba przez Maryję, Bramę Niebieską.
Czy więc wszyscy pójdą do nieba? Nie! Sami wybiorą
miejsce, do którego pójdą, dzięki swojej własnej woli. Ci,
którzy przyjmą ofiarę Chrystusa, będą żyć na wieki. Ci zaś,
którzy jej nie przyjmą, zginą tak, jak zginie szatan, gdy
nadejdzie czas. Są przegrani, tak jak i on jest przegrany.
Czy zatem można komuś pomóc, choć on sam tego nie
55
chce? Zawsze! Przez modlitwę, post, pokutę i ofiarowanie
Bogu własnego cierpienia. Niepojęte jest miłosierdzie
Boże. Słyszałem kiedyś takie słowa: „Gdy wchodzimy do
nieba, to największym zaskoczeniem jest dla nas to, że
widzimy tych, których się tam nie spodziewamy”. Święta
prawda! Wiara, nadzieja, miłość – to jest to, czego szatan
nigdy nie przełamie.
Pragnę opowiedzieć jeszcze jedną historie, abyście wiedzieli,
że nikt nie jest bez grzechu, tak jak i ja. Zdarzyło się
to niedawno, był Dzień Matki. W tym właśnie dniu postanowiłem
ofiarować Bogu różaniec w podzięce za Maryję,
jako hołd dla Matki wszystkich matek.
Odkładałem tę modlitwę z godziny na godzinę, aż
nadeszła noc, a wraz z nią znużenie, zniechęcenie i senność.
Postanowiłem więc, że początek modlitwy zmówię
na kolanach, a resztę ‒ wygodnie leżąc łóżku. Niestety po
pierwszej dziesiątce zasnąłem. O wpół do trzeciej w nocy
zbudził mnie wewnętrzny głos, mówiący: „Nie skończyłeś
modlitwy”. Gdy się podniosłem, ujrzałem światło. To
był Pan Jezus. Wiedziałem od razu, bo znam mego Pana
i mego przyjaciela. Było mi wstyd, bardzo wstyd w związku
z moim lenistwem i zaniedbaniem. Wstałem natychmiast
i odmówiłem różaniec, tak jak należało, na kolanach,
choć nie było to łatwe, bowiem diabeł starał się, abym nie
dotrwał. Dotrwałem, skończyłem. Bogu niech będą dzięki
i chwała na wieki! I Matce Bożej niech będzie chwała! […].


Świadectwa Boga i diabła – TAJEMNICE, Cz. II, fragment:

Relikwie

Było to 13-go sierpnia w kościele św.Lamberta w Radomsku, podczas drogi do Częstochowy. Jadąc do mojej Matki Maryi, o trzeciej nad ranem, kilka kilometrów przed Radomskiem zerwał mi się pasek klinowy przy alternatorze. To uniemożliwiło mi dalszą podróż. Rano dotarłem do Radomska, by zakupić pasek w sklepie wskazanym przez człowieka pracującego jako stróż na stacji benzynowej gdzie spędziłem noc, który ze wszystkich sił starał się mi jakoś pomóc. Sklep był jeszcze zamknięty, miałem ponad godzinę. Spostrzegłem duży kościół, postanowiłem wejść by chwilę się pomodlić. Trwała Msza Święta, której przewodniczył abp. senior Stanisław Nowak, to jego słowa otworzyły moje serce i poczułem niepojętą miłość do kapłanów, Bożą miłość oraz pierwszy raz ciężar grzechów Kościoła. Na zakończenie Mszy Świętej, po przyjęciu Komunii Świętej zostały podane do ucałowania dwie relikwie w małych relikwiarzach, św. Teresy i św. Jana Pawła II. Po ucałowaniu pierwszej z nich tj. relikwii św. Teresy poczułem jakbym popełnił coś strasznego, wielki grzech, jakbym obcemu bogu oddał pokłon. Miałem chęć splunąć, było mi niedobrze. wtedy jeszcze nie wiedziałem czyja to relikwia, dopiero gdy kapłan powiedział by poczekać, że jeszcze relikwia Jana Pawła. Gdy zbliżał się drugi kapłan z relikwią Jana Pawła czułem jakby zbliżał się sam Bóg, czułem niepojęty Majestat i potęgę. Około południa dotarłem do Częstochowy, a tam dopełniła się reszta. Gdy już wyszedłem z Kaplicy Cudownego Obrazu zmierzając ku wyjściu poczułem w głowie jakby wiatr, nie wiedziałem gdzie mam iść, gdzie jest wyjście, jakbym był tu pierwszy raz. Zamiast do wyjścia wszedłem do pomieszczenia, w którym były same puste relikwiarze. Stałem przez długą chwilę i patrzyłem na te puste relikwiarze, nie mogąc się ruszyć z miejsca. Zapytałem wtedy Boga: Co chcesz mi pokazać Panie, przecież tu nic niema, same puste relikwiarze. Wtedy nie rozumiałem, że to właśnie o relikwiarze chodzi, wtedy jeszcze nie rozumiałem, że relikwia św. Teresy, którą całowałem w Radomsku była fałszywa. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ma być to świadectwo dla biskupów od Matki. To co się wydarzyło po powrocie do domu już wam opowiedziałem. Bądźcie ostrożni co całujecie, co by diabłu hołdu nie oddać. Istnieje przekonanie, że nawet fałszywa relikwia będąc omodlona nikomu nie zaszkodzi, a wiara czyni cuda. Być może nie zaszkodzi, a czasem nawet pomoże, pod warunkiem, że szczątki te nie należą do osoby potępionej lub jakiegoś zwierzęcia. Bądźcie czujni, szczególnie jeśli chodzi o relikwie z czasów średniowiecza i starsze, trudne do zweryfikowania ich autentyczności. Bądźcie czujni, bo nadeszła jakaś moda na handel i kolekcjonerstwo. Gdy macie do czynienia z autentyczną relikwią osoby świętej, takiej jak Jan Paweł II, którego świętość potwierdzam i zaręczam o niej, nie lękajcie się, bo są one uświęcone, a działa przez nie sam Bóg. […].

Kamil Stanisław Banasiowski – 13

Ten wpis został opublikowany w kategorii LIST OTWARTY i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.