Sąd Apelacyjny o „tęczowej zarazie”
Arcybiskup Marek Jędraszewski 1 sierpnia 2019 r., w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, w homilii wygłoszonej podczas mszy w Bazylice Mariackiej w Krakowie powiedział: „Czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska, bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha – neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa”.
Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał, że słowa Abp. Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie” były obraźliwe, jednocześnie oddalił apelację od wyroku Sądu Okręgowego ze względów formalnych.
Tak to jest dziś na tym świecie, zboczeńca nie wolno nazywać zboczeńcem, zarazy zarazą, a złodzieja złodziejem. Nie wolno już nazywać ojca ojcem, ani matki matką – teraz to rodzic 1 i rodzic 2. Trzeba uważać, coby się kto czasami nie obraził.
Przestrzegam, nie nazywajmy przypadkiem Putina bestią, albo bandytą, albo mordercą, a już an pewno Rosjan barbarzyńskim narodem, bo obrazić się mogą i po sądach nas będą ciągać, a sądy jak wiemy różne wyroki wydają – przestrzegam!
To co dozwolone, to poczęte dzieci zabijać i Boga znieważać – to wolno, bo Bóg się przecież nie obraża. I owszem, nie obraża się lecz karze, a kara będzie wielka, już wkrótce, niebawem przez świat przejdzie zniszczenie, a wielu chleba będzie pragnąć i wody! Kiedy to nastąpi? Powiem wam, a jakże, tym co skamieniałe serca mają. Oto czas wasz – mędrkujcie:
770; 11 kwietnia; 730 dni; 40 dni, Wniebowstąpienie Pańskie – 700; 70; 731, 39; 11 kwietnia, 4 listopada (czas polski)
Arcybiskup słusznie powiedział, że to zaraza o tęczowych barwach, podobna do czerwonej.
Dodam tylko, że ta zaraza jest gorsza niż cholera, czy tyfus niegdyś. Straszniejsza jest od trądu, bo zabija duszę!
Arcybiskup nie był jedynym, który o tym wiedział, nie był też pierwszym który to powiedział: ZARAZA „…która chce opanować nasze dusze, serca i umysły.”
Do Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej – Andrzeja Dudy
Opublikowano 14 czerwca 2019, autor: apostolus13
Szanowny Panie Prezydencie
W związku z szerzącą się falą demoralizacji społecznej oraz notorycznego publicznego profanowania świętości przez środowiska LGBT w Polsce, zgłaszam publiczny sprzeciw i żądam stanowczych działań przez Państwo Polskie w tej sprawie.Wnioskuję o całkowity zakaz publicznych zgromadzeń przez te środowiska oraz całkowity zakaz rozpowszechniania i promowania ideologii demoralizacji i wyuzdania, którą prezentuje środowisko LGBT i jego podobne. Wnioskuję o całkowity i bezwzględny zakaz publicznego obnażania wszelkiej wynaturzonej seksualności pod rygorem odpowiedzialności karnej łącznie z karą pozbawienia wolności do dwóch lat, jak jest to w przypadku obrażania uczuć religijnych art.196KK.
Wniosek motywuję niewymownym zagrożeniem dla społeczeństwa, w szczególności dla dzieci i młodzieży, jakim jest powszechna demoralizacja płynąca z tej ideologii.
Jako pełnoprawny obywatel tego kraju stanowczo się domagam podjęcia skutecznych działań przez Państwo Polskie, mających na celu zapewnienia bezpieczeństwa naszym dzieciom i ochrony przed szerzącą się zarazą.
Z wyrazami szacunku,
Kamil Stanisław Banasiowski
LGBT to nie ludzie, lecz imię Antychrysta niosące ideologię wywracającą Prawo Boże. LGBT to ideologia śmierci rozlewająca się po całym świecie, to ideologia zatracenia. Wszyscy ci ludzie pod tym imieniem zebrani (lgbt) to ofiary złego, to ofiary grzechu – własnego grzechu i grzechu swoich przodków. Co prawda grzechu dziedziczyć nie można, bo i każdy będzie sadzony z osobna, każdy odpowiada za siebie tak i za tych, których mu powierzono. Czym innym są kary, one mogą się ciągnąć przez pokolenia jeżeli nie ma skruchy i pokuty. Wiele od nas zależy, choć nie wszystko. Odpuszczenie grzechów nie jest równoznaczne z darowaniem kar.
Antychryst już zasiadł w świątyni Boga! Jego koniec jest bliski – wytrwajcie, Wy co wiarę macie!
Oto miejsce dla tych, którzy Boga znieważali, miejsce dla tych, co w swym grzechu się skąpali – oni zginą, zatwardziali:
Podróż do piekła
Zaczęło się niczym we śnie. Znalazłem się w niewielkim pokoju na poddaszu starej kamienicy położonej w centrum w mojej miejscowości. W pokoju tym nie było żadnych mebli, był zupełnie pusty. Znajdowały się w nim dwie osoby, których twarzy zbytnio nie pamiętam, byli to jakby pracownicy lub służba zamieszkująca ten dom. Czułem się w tym miejscu bardzo źle, chciałem się stamtąd jak najszybciej wydostać. Miałem wrażenie, że to jakiś zły sen i pragnąłem się już obudzić, lecz nie mogłem. Powiedziałem do nich, że chcę wyjść, żeby mnie stąd wyprowadzili. Zgodzili się, lecz zauważyłem ich strach przed właścicielem tego domu. Mówili o nim w drodze ku wyjściu, słyszałem jego nazwisko, był to ktoś ważny, budzący ich respekt. Doprowadzili mnie do wielkiej bramy mówiąc, że mogę iść – ucieszyłem się. Za bramą jednak doznałem zdziwienia, bowiem znalazłem się w obcym dla mnie miejscu. Stanąłem jakby na wyżynie, mając przed sobą wielkie miasto otoczone wysokimi murami sięgającymi niemal do dachów, w którym znajdowały się same pałace (jeden przy drugim) z okrągłymi wieżami pokrytymi złotymi kopułami, a pośrodku miasta widoczna była niższa, lecz największa złota kopuła. Miasto to zdawało się być puste – nikogo tam nie mogłem dostrzec, może przez wysokie mury, nie było też ciemności, było jasno choć nie było słońca. Stałem tak przez chwilę, zupełnie bez ruchu wpatrując się w blask złocistych dachów, po czym zostałem przeniesiony w miejsce, o którym chcę dziś powiedzieć ku przestrodze dla wszystkich ludzi. Było to coś niczym planeta, na wzór ziemi, lecz nie było tam nic coby można ujrzeć na ziemi, była zupełnie pusta – jak czarna pustynia, nie było tam nic, poza czymś w rodzaju niskich budynków bez okien, pustych w środku, wykonanych z materiału po którym stąpałem, zlewały się z podłożem. Były one na kształt labiryntu, niczym prostokątne lepianki przypominające nieco baraki dla więźniów w niemieckich obozach koncentracyjnych, lecz o wiele niższe, nie więcej niż dwa metry wysokości. Umieszczone były niczym stacja badawcza na środku pustyni. Czas tam był nieodczuwalny, nie było wiatru ani chmur, nie odczuwalna była również temperatura – gorąco czy zimno. W ogóle nie było żadnej pogody. Panował wielki mrok, wielka ciemność, w której mogłem widzieć. Dostrzegalna była granica wkoło nad horyzontem, to była przerażająca czerń, do której nie można było się nawet zbliżyć. Wówczas zdałem sobie sprawę, gdzie się znajduję. Zdałem sobie również sprawę z tego, że nie jest to tylko zły sen. Wszystkiego byłem świadomy, swojego jestestwa, całego swego życia. Czułem przerażenie, niepojętą samotność i tęsknotę. Zacząłem wołać do Boga, żeby mnie stąd zabrał, lecz daremne było moje wołanie, bowiem Pan odwrócił swe ucho od tego miejsca i nie słyszał mego głosu. Zrozumiałem, że stąd nie ma wyjścia, nigdy, i zostanę tu na zawsze, na wieczność, całkowicie sam. Tak oto rozpoczęło się moje cierpienie.
Zostałem pochwycony przez demony, przyodziane jakby w ludzkie ciała, były to demony nierządu i dewiacji – wszystkie zboczenia świata. Były ich tysiące, a każdy odpowiadał za inne zboczenie. Podlegały one zwierzchności, i nie wolno im było więcej niż im pozwolono, każdy miał jakby wyznaczony czas i kolej by mnie męczyć. Czasami były w grupie nie do zliczenia, a czasami po dwoje lub troje, niekiedy w pojedynkę. Byłem przez nich bezustannie gwałcony, wedle ich preferencji i upodobań, wedle ich zboczenia. Nigdy nie miały dość, ich żądze są wiecznie nienasycone. Chodziłem niczym w labiryncie pomiędzy tymi budowlami, będąc ciągle wciąganym do środka, do wnętrza tych pustych pomieszczeń (z jednym wejściem i bez okien) – tam bezlitośnie gwałcony. Byłem jak zwierzyna, na którą wszyscy polują, bez drogi ucieczki, jakiejkolwiek drogi, z pełną tego świadomością. Pierwszego gwałtu dokonał na mnie kobiecy demon nimfomanii, zaś ostatniego demony homoseksualizmu i sadomasochizmu. Lecz miłosierny Bóg zaoszczędził mi tych szczegółów, lub wymazał je z mej pamięci. Pamiętam jedynie jak się zaczynało i jak było już po wszystkim. W pewnym momencie mój duch został oddzielony od ciała i porwany na wyżyny. Byłem jakby na obłoku, z którego patrzyłem na swoje sponiewierane nagie ciało, opasane jedynie jakimś materiałem, czułem jego (mego ciała) fizyczny ból. Koło siebie, po prawicy, na obłoku, odczuwałem czyjąś obecność, kogoś kto mi to wszystko pokazywał. Czy to był Bóg, czy anioł boży – nie wiem. Gdy tak patrzyłem na swoje umęczone ciało zaczął zmieniać się krajobraz. Ujrzałem coś jakby sufit nad moim łóżkiem w moim pokoju. Rozejrzałem się dokoła i zobaczyłem śpiącą obok moją żonę. Zbudziłem ją prosząc by mnie uszczypnęła – zrobiła to. Zapytała co się stało. Odrzekłem, byłem w piekle. Poprosiłem, aby jeszcze raz to uczyniła, dla pewności – uszczypnęła. Zrozumiałem, że wróciłem z długiej podróży, z bardzo odległego miejsca. Byłem wszystkiego świadomy przez cały ten czas, nie spałem, miałem otwarte oczy i nie miałem „przejścia” – chwili przebudzenia, jak to bywa przy wybudzeniu ze snu. Gdy wróciłem czułem ogromny spokój, pomimo tych wszystkich doznań jakie miały miejsce. Podziękowałem Bogu za powrót do domu oraz za to, co zobaczyłem i czego doznałem, bym mógł ostrzec wszystkich przed tym miejscem. Nie jestem pewien, czy byłem tam z ciałem, choć je widziałem i czułem. Widać, to co przeżyłem jest tym, co będzie po zmartwychwstaniu ciała do życia bez Boga, dla tych co to nierząd czynią bezczeszcząc świątynię Bożą jaką jest ciało człowieka. Zdaje się, że piekło nie stanowi jedno miejsce, lecz wiele miejsc, podobnie jak niebo. Dziś pisze o tym jednym, by wszyscy poznali swój przyszły dom, wszyscy ci co czystości ciała nie będą zachowywać, ci co oddadzą się nierządowi i wszelkim dewiacjom. Tak, to wszystko może czekać człowieka po zmartwychwstaniu ciała do życia bez Boga jeśli ciało swe zbezcześci, albowiem ciało człowieka jest świątynią Boga. Nawracajcie się, bo zginiecie, Nawracajcie się, a żyć będziecie!
Teraz piekło wydaje się być puste, jednak po zmartwychwstaniu ciała stanie się zapełnione. Widać, dusze grzeszne do czasu Sądu Ostatecznego i zmartwychwstania będą w otchłani w nie mniejszym cierpieniu.
Jak wygląda otchłań?
Kiedyś tam byłem, są tam poziomy, ile jest wszystkich nie wiem, być może trzynaście. Ja znalazłem się na czwartym, lecz otchłań na tym poziomie była dla mnie zamknięta. Widziałem dusze na poziomie drugim jakby w przelocie, bowiem otchłań na tym poziomie była otwarta. Patrzyłem na ludzkie twarze (duchowe) powykręcane z bólu, pogrążone w niepojętym cierpieniu, niektóre były znajome. Chwała Bogu, że otchłań na poziomie czwartym (-4) była dla mnie zamknięta, bo i kto chciałby to widzieć !? Wystarczy mi w zupełności to, co ujrzałem na poziomie drugim (-2).
Miejsce to można przyrównać do wieżowca z winą w środku, którego piętra nie wznoszą się ku górze, lecz w dół: -1, -2, -4 itd.. Na każdym poziomie znajdują się wrota otchłani niczym drzwi windy otwierające się na piętrach, tyle że to nie jest widzialne, lecz odczuwalne, wszystko jest jakby próżnią. Oczami duszy można zaś ujrzeć to, co znajduje się w otchłani gdy otworzą się jej wrota. Poziom zero (parter), to jakby wyjście, które jest zamknięte. Przebywają tam wszelkie demony pogrążone w chaosie i cierpieniu. Jest jeszcze jedno miejsce (otchłań), w którym wtedy byłem. Jest to miejsce puste i mroczne, a po środku mroku stoi wielki zdobiony królewski tron, na tronie tym zasiada szatan odziany w królewski purpurowy płaszcz – niczym Bóg. To wszystko widziałem.
Przez niemal rok rozważałem w swym duchu, cóż to za miasto widziałem, miasto z pałacami z wieloma owalnymi wieżami i złotymi kopułami, które zdawało się być puste. Czy to może nowe Jeruzalem, czy też jakieś inne miejsce. Cóż to za pałace ze złotymi kopułami widziałem, czy to może cerkwie prawosławne lub jakieś muzułmańskie świątynie, które złote kopuły mają? Czy to było miejsce dla żywych, czy może dla umarłych?
W dniu uroczystości Objawienia Pańskiego (Święto Trzech Króli) trochę jakby się rozjaśniło. Pałace w mieście, które widziałem z wieloma wieżami pokryte złotymi kopułami to cerkwie prawosławne. Jedna znajduje się na Kremlu w Moskwie w Rosji, druga podobna jak ta w Kijowie na Ukrainie, one były na przodzie miasta, które wtedy widziałem – te właśnie w dniu Objawienia Pańskiego rozpoznałem. Ale była jeszcze jedna o wiele niższa ogromna złota kopuła, którą dużo później rozpoznałem, to wielka złota kopuła znajdująca się w Jerozolimie, a wszystkie pałace co widziałem nie sposób jest policzyć. Jedyna różnica pomiędzy tymi świątyniami co w mojej podróży widziałem a tymi co na ziemi dzisiaj stoją jest taka, że na kopułach pałaców (świątyń) w mieście, które w mej drodze widziałem nie było żadnych krzyży. Uznałem, że skoro w mieście tym nie było na kopułach krzyży i nie było też słońca chociaż jasno było, to musi być to miejsce raczej z piekłem związane, bo przecież w drodze do piekła byłem.
Opowiedziałem o tym mieście pewnej kobiecie z Ukrainy, Irena ma na imię. Wyjaśniła: To nowe Jeruzalem. Nie było widocznych krzyży, gdyż jest tam sam Chrystus, więc znaki Jego męki nie są już potrzebne. Nie ma tam też słońca, bowiem Bóg jest tam światłością, tak światłość jest od Boga, a słońce już nie jest potrzebne.
Czy zatem moja podróż stanowiła dwa przeciwległe bieguny, życie i śmierć, zbawienie i potępienie, to co będzie po zmartwychwstaniu ciała?
Cerkwie prawosławne
Dzisiaj, po kilku latach w czasie panującej wojny w Ukrainie gdy włączę telewizję widzę znajome mi świątynie, gdy pokazywana jest Rosja w tle widnieje cerkiew moskiewska, gdy mowa o Ukrainie widzę cerkiew w Kojowie. Obie te świątynie w drodze do piekła na skraju miasta widziałem, obie opisałem. Czy Rosja i Ukraina się nawrócą? A może to jednak miejsce w piekle przygotowane, albowiem to dzieciobójcze narody, jak niegdyś Polska za sprawą Hitlera i Stalina. Rosja i Ukraina jak podają statystyki od czasu zalegalizowania aborcji unicestwiły tym sposobem więcej istnień ludzkich niżeli liczą całe ich dzisiejsze populacje. Polska jest pierwszym krajem na świecie, który w warunkach demokracji odrzucił ustawę aborcyjną i wprowadził ustawę chroniącą życie. Co jednak znaczy wielka jerozolimska złota kopuła pośrodku miasta i niezliczona liczba pałaców (świątyń) z okrągłymi wieżami i złotymi kopułami, być może i muzułmańskich – nie wiem. Czy świat się nawróci? Czy to nowe Jeruzalem?
Druga śmierć czeka człowieka po zmartwychwstaniu ciała do życia oderwanego od Boga – to wieczne potępienie, wieczne cierpienie, albowiem dusza ludzka jest nieśmiertelna, a ciało powróci do życia i będzie odczuwalny ból, tak ciała jak i duszy – zaświadczam o tym . Starajmy się by należeć do żywych, nie zaś do umarłych.
Nawracajcie się, bo zginiecie. Nawracajcie się, a żyć będzie. Chwała Boża jest bliska!
Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu – jedynemu Bogu
Kamil Stanisław Banasiowski – 13