Paweł Adamowicz – 13 stycznia

Zbawienie (wpis archiwalny)

Takie oto miałem widzenie senne w końcu listopada 2018 roku – Stałem jakby w pokoju, jakby na piętrze jakiegoś motelu. Pokój był jasny i pusty (nie było w nim mebli). Na środku stał otwarty grób, ten sam co wybudowałem dla mojego syna. W grobowcu były trzy trumny ułożone jedna koło drugiej, ja zaś patrzyłem na nie z góry. Wszystkie trumny były zamknięte. W środkowej trumnie spoczywał Oskarek, mój syn. Wiedziałem, że on tam jest choć go nie widziałem. Po jego prawej stronie stała trumna, z której bardzo cuchnęło, jakby była świeża. Po jego lewej stronie stała trumna, w której leżała ciotka – tak słyszałem w duchu, że to ciotka, lecz nie wiedziałem czyja. Odór był nie do zniesienia z tej trumny po prawej, odczuwałem w duchu pokrewieństwo z moją żoną patrząc na trumny, jakby to była jej rodzina. W pewnej chwili weszło do pokoju dwóch nieznajomych mi mężczyzn w średnim wieku, jeden z nich trzymał w rękach urnę z prochami. Mieli mieszkać w tym samym pokoju, lecz mieli wydzielony osobny kont, tuż przy wejściu do pokoju po prawej stronie. Zostali jednak oddzieleni jakby ścianką działową z jednej strony. Byli oddzieleni od grobowca i od reszty pokoju. Gdy przyszli przestraszyłem się, że teraz właściciel domu dowie się, że po środku pokoju postawiony jest grób i będę miał z tego powodu kłopoty, no i w dodatku ten ogromny fetor wydobywający się z grobu. To byłoby tyle.

Przez kolejne dni zastanawialiśmy się z żoną kto był w tych trumnach przy naszym synu. Zastanawiające było również czyja ta urna, bo na pewno nikt z naszych rodzin. Minął prawie miesiąc, jak pamiętam 27 dni gdy zmarła matka mojej żony. Po kolejnych 27 dniach zginął człowiek, osoba publiczna, spektakularna śmierć, był to Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Data ta była nieprzypadkowa. Podczas transmisji z pogrzebu rozpoznałem mężczyznę niosącego urnę. Było to dla minie zupełnie nie zrozumiałe, mężczyzna i data pasowały, tylko urna miała inny kształt i kolor. Przyjąłem jednak, że to właśnie o niego chodzi pomimo tej niby drobnej różnicy. Zrozumienie przyszło z czasem – tak jak chciał Bóg. Okazało się bowiem, że sprawa jest bardziej złożona i nie o niego wyłącznie chodziło.

W naszej rodzinie nastał pewien niepokój, szczególnie gdy miał nadejść kolejny 27-my dzień. Nie byłem pewien kto jest w kolejnej trumnie, czy to ciotka dla mojej żony, bo poczucie pokrewieństwa z żoną mogło być wywołane silną wonią z pierwszej trumny (jej matki), czy raczej była to ciotka dla mojego syna, bo jeśli dla mojego syna to któraś z moich dwóch sióstr. Bez względu na to, kto by to nie był, czy z rodziny mojej, czy też mojej żony było mi z tym bardzo ciężko. Dziesięć dni przed upływem czasu rozpocząłem modlitwę za tę osobę i byłem już spokojny. Modliłem się w jej intencji ponad pół roku niemal każdego dnia, ofiarując Bogu przez Maryję dziesiątkę Różańca Świętego. Codziennie jednak modlę się za wszystkich tych, których mam w swym sercu, których dobry Bóg postawił na mojej drodze i za cały Kościół święty. Zdałem sobie również sprawę, że to może przyjść jeśli jest właśnie taka wola Boża, ja zaś miałem czas na modlitwę za nią, za tę ciotkę, by mogła dostąpić zbawienia gdy nadejdzie dzień. Być może przedłużyło się jej ziemskie życie o jakiś czas, być może będzie żyła jeszcze długo, bo dzień ten został odłożony albo już przeminął i został darowany, tak jak niektóre kary gdy jest modlitwa i pokuta, a ona kiedyś dołączy do zbawionych jak pozostali w grobowcu. Czyją trumnę widziałem nie wiedziałem tego, mogłem tylko snuć domysły. Lepiej że nie wiedziałem, bo i któż chciałby wiedzieć takie rzeczy. Czas pokaże myślałem, ja będę się modlił, za życie i zbawienie dla tej osoby, albowiem święta jest wola Boża.

I pokazał, a był to 27 dzień kwietnia, dzień moich urodzin. Otrzymałem życzenia i prezenty od najbliższych, siedzieliśmy przy stole. Po kilku minutach żona mnie zapytała: „Czemu jesteś taki smutny, przecież są twoje urodziny, nie cieszysz się, nie podobają ci się prezenty?” Odrzekłem: Jak mam się cieszyć, gdy właśnie moja siostra umiera? Żona się zdenerwowała na te słowa, jak ja mogę takie rzeczy wygadywać. Ja jednak czułem, że śmierć jest przy niej. Modliłem się. Już nie pamiętam, tego samego dnia wieczorem lub kolejnego dowiedziałem się, że moja siostra jest w szpitalu, że ma sepsę, a jej stan jest bardzo ciężki i nie wiadomo czy przeżyje. Przeżyła i ma się dobrze. Chwała niech będzie Bogu, Matce Bożej chwała.

Nie rozumiałem jednego w tym całym widzeniu, czemuż to się bałem właściciela domu, że niby bez jego wiedzy grób ten postawiłem. Dziś chyba pojmuję, tak mi się wydaje – przez modlitwę moją i ofiarę moją i namolność moją, grób ten w tym domu postawiłem .

Trumna pierwsza – po prawicy

Teściowa – wypełniło się. Okazała się tą leżącą w trumnie po prawicy mojego syna, to z tej trumny wydobywał się ten okropny odór zgniłego ciała – była pierwszą z kolei. Dzień przed jej śmiercią, a było to w niedziele rankiem gdy pojechałem do oddalonego nieco ponad 30 km. Radomia po żonę kończącą dyżur w szpitalu gdzie pracuje jako pielęgniarka. W powrotnej drodze dziwnie się czułem, było mi jakoś ciężko na duszy a uczucie to stawało sie coraz silniejsze. Kilka kilometrów przed domem poczułem, że do kogoś przyszła śmierć, że ktoś umiera, a była to godzina około ósmej. Odczucie było tak silne i bolesne (ból duszy), że musiałem zatrzymać samochód zjeżdżając na pobocze. Płakałem i modliłem się, choć nie wiedziałem za kogo. Żona nie wiedząc co się dzieje pytała co ja wyprawiam, mówiła bym się uspokoił, ja zaś starałem się skończyć modlitwę, a było to bardzo trudne – modliłem się jeszcze w domu. Gdy żona zapytała co mi się dzieje odrzekłem, że właśnie ktoś umiera. W domu spytała mnie jeszcze z lekką ironią, czy ja wiem kiedy wszyscy ludzie umierają na świecie. Odpowiedziałem również z ironią – tak, wiem kiedy umiera tyle miliardów ludzi. Na drugi dzień rankiem około godziny ósmej zmarła jej mama, a moja teściowa. Powiedziałem wtedy z żalem i sutkiem – wiesz już o kogo chodziło, czyją śmierć wczoraj widziałem.

Był taki czas gdy z moją teściową byliśmy mocno skłóceni, a trwało to ponad 10 lat. Krótko mówiąc nie byłem odpowiednim kandydatem na męża dla jej córki Ani. To właśnie ona, moja teściowa była głównym powodem dla którego nie mieliśmy ślubu kościelnego, nie dlatego żeby była niewierząca, bo była do końca swego ziemskiego życia, lecz dlatego, że nie chciała abym to ja się związał przed Bogiem z jej córką. Na cywilnym jej nie było. Nie pasowałem do tej rodziny, nie byłem ani doktorem, ani bogaczem – wymarzonym zięciem. Z czasem jednak się z tym pogodziła, choć musiało wiele wody w rzece upłynąć, ja zaś wszystko jej wybaczyłem. Długo się za nią modliłem, by miłosierny Bóg jej wszystko wybaczył. Mieliśmy już dobre relacje, szczególnie po tym jak opowiedziałem jej o Panu Jezusie, dużo nam pomogła gdy nie miałem stałej pracy. Widziałem jak się nawraca, widziałem jej pokorę oraz pokutę – wielką pokutę. Była rozwiedziona z moim teściem, lecz żyła w czystości. Moja żona mi często wymawiała, iż zawsze mam trudność gdy mam coś pomóc jej matce, coś naprawić, coś poprawić. Miała rację, nie było to dla mnie łatwe, stawałem się nerwowy, zmęczony, czułem się w tym domu po prostu źle. Czasami byłem tak bardzo męczony tam przez diabła, że nierzadko przez kilka godzin robiąc coś, wykonując jakąś pracę zmawiałem w duchu różaniec. Gdy zmarła teściowa, a było to 17 grudnia 2018, nie dane było mi jej zobaczyć, aż do dnia pogrzebu. Żona nie chciała abym gdziekolwiek z nią poszedł. Słyszałem tylko ,,Wysadź mnie tu i jedź do domu”. Czułem się odrzucony, niepotrzebny, lecz starałem się zrozumieć jej traumę, jej cierpienie, to przecież już trzecia najbliższa osoba, którą w tak krótkim czasie musi pochować.

Dzień pogrzebu – przed kościołem zgromadzona była cała rodzina, stojąc przed bramą kościelną czekali na coś, nie wiedziałem na co, wyglądało jakby ciała jeszcze nie było, a przecież było już późno, zaledwie kwadrans do Mszy świętej. Stanąłem i ja, rozważając w swym duchu czemu jeszcze nie idą. Kątem oka spojrzałem na kaplicę przykościelną gdzie jest wystawiane ciało zmarłej osoby. Była zamknięta, spojrzałem ku górze i ujrzałem światło, jakby w środku. Powiedziałem żonie – idę do kaplicy. Poszedłem, zaś wszyscy zostali przed kościelną bramą. Gdy otwarłem drzwi kaplicy ujrzałem moją teściową leżącą w trumnie. Wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi. Byłem z nią sam na sam, a cała rodzina, wszyscy najbliżsi zaledwie dwadzieścia metrów dalej. Tam oddałem jej duszę Bogu, bowiem wiedziałem co mam czynić, a gdy skończyłem wyszedłem i poprosiłem wszystkich do środka. Zmówiliśmy wspólnie Różaniec, ksiądz zaś rozpoczął ceremoniał pogrzebowy.

Wrzesień 2019

Było to rankiem o równej 5-tej godzinie, gdy usłyszałem w głowie głos mojej zmarłej przed niespełna rokiem teściowej. Nie widziałem jej, słyszałem tylko jej głos. Przyszła jakby się pożegnać, a raczej poinformować mnie o odległym miejscu, w które się udaje. Była bez radości i bez smutku, bez żadnych emocji, w całkowitym spokoju. Zdawało się jakby nie znała miejsca, do którego ma pójść, albo było to owiane tajemnicą. Powiedziała, że stamtąd nie będzie mogła już nic mówić. Ja od razu się domyśliłem, że idzie do nieba. Zapytałem tylko, czy coś mam przekazać od niej Ance (córce). Powiedziała, że nie. Po chwili jednak wskazała na coś czego powinna poszukać w prawej, z prawej, czy też po prawej stronie. W tym momencie nasza rozmowa się zakończyła, gdyż została wzięta. Przekazałem Ance (mojej żonie) tę informację, powiedziałem również, że będzie wiedziała gdy to znajdzie. Minęło około trzech tygodni, żona zapytała mnie czy chcę wiedzieć o czym mówiła mama. Odpowiedziałem, że chcę. Wyjawiła, że chodziło o spodnie dżinsowe, w których nie chodziła chyba od roku, a konkretnie o kartkę znajdującą się w prawej kieszeni tych spodni. Była to kartka z wypominkami za dusze zmarłych w jej rodzinie, którą teściowa zapisała niedługo przed swoją śmiercią i przekazała ją córce, by ta dała na wypominki za te dusze. Widać, te dusze potrzebują jeszcze modlitwy. Dowodzi to również tego, jak bardzo są ważne modlitwy za zmarłych.

Pan Bóg przysyłając ją do mnie odpowiedział na moją modlitwę za teściową i na pytanie – Czy ona jest już u Ciebie Panie? Pytałem, gdyż widziałem tę śmierć już miesiąc wcześniej oraz dzień wcześniej, a gdy zmarła, to jej dusze Bogu oddałem w kaplicy, będąc z nią sam na sam, bowiem Bóg zatrzymał wszystkich przez kościołem, przed bramą, abym mógł to uczynić, i nikt nie mógł wejść dopóki nie skończyłem. Było to zwieńczeniem moich modlitw za nią, bowiem o przebaczenie i miłosierdzie dla niej prosiłem. Bogu niech będą dzięki. Moja teściowa była 9 ziemskich miesięcy w czyśćcu, to naprawdę niewiele, to jak mrugniecie okiem, wielu będzie tam aż do skończenia świata.

Październik 2019

Po około trzech tygodniach od tego zdarzenia moja zmarła teściowa przyśniła się swojej siostrze Joli. Sen ten zrelacjonowała mojej żonie, a ona mnie. Jola widziała siostrę jak już wspomniałem we śnie, sen zaś wydawał się tak realny jakby to było na jawie. Z relacji mojej żony – Jola widząc swoją siostrę (moją teściową) radosną i rozpromienioną zapytała ją ze zdziwieniem ,,Elżunia, przecież ty nie żyjesz ?!” – nie czując przy tym strachu. Siostra jej odrzekła ,,Umarłam, bo leki nie zadziałały”. Na koniec powiedziała, że już musi wracać do swoich, a towarzyszył jej Oskar, mój syn. Był w bieli, w albie, tak jak przystępował do Pierwszej Komunii Świętej. Wyjaśniłem mojej żonie, że mama przyszła powiedzieć o swojej radości, o zbawieniu, że dołączyła już do Oskarka. Był z nią by poświadczyć o tym, był w stroju komunijnym – Komunia to Chrystus, a Chrystus to zbawienie i życie wieczne. Lecz chyba nie wszyscy pojąć to mogą, nie wszyscy mogą w to uwierzyć, choć tyle powiedziałem jeszcze przed śmiercią i po śmierci mamy, oraz wtedy gdy do nieba była wzięta. Przecież to druga już dusza, którą Bogu oddałem, a pierwszą był mój syn Oskar, który z nią był. Widziałem jego zbawioną duszę, a z ziemi widzę miejsce w którym mieszka, a miejsce to Trumną Hioba bywało nazywane.

Trumna druga – po lewicy

Zostało odłożone, kiedyś się wypełni na pewno, bo każdy musi przez to przejść, tak jak Chrystus przeszedł. Mam tylko nadzieję, że nie prędko to nastąpi – wola Boża jest święta. To ciotka, osoba bliska sercu mojego syna, tak jak mojemu. Trwam w modlitwie za nią, by żyła długo, w bliskości z Chrystusem. Jakże warto się modlić! Chwała niech będzie Bogu.

Urna

Wypełniło się. To bardzo złożona sprawa i nie jest łatwo ją wyjaśnić, mnie samemu trudno było to pojąć. Była jedna urna i dwóch mężczyzn, co ją niosło. Dwóch obcych mężczyzn to wspólny mianownik dla dwóch pochówków.  Tak z pierwszym jak i z drugim nie byłem złączony więzami krwi. To co ich łączy to Kościół Święty, grzech i droga do zbawienia.  Pierwszy to Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska –  uratowała go od wiecznego potępienia wielka modlitwa ludu, gdyż sam pogrzeb był profanacją, zbezczeszczeniem przybytku Boga, za co przyszły kary na Polskę. W Gdańsku został uświęcony grzech, grzech Adamowicza, patrona parady równości lgbt, a uczynili to biskupi – tak mają co uświęcili.

Drugi mężczyzna niosący urnę oznaczał drugi pogrzeb, drugą kremację. To był mój ojczym. Został uratowany przez modlitwę bliskich i łaskę nawrócenia daną mu od Boga tuż przed samą śmiercią – wyspowiadał się przed śmiercią na szpitalnym łóżku, a ksiądz został do niego potajemnie „przemycony”, gdyż było to podczas szalejącej pandemii i nikomu nie było wolno wchodzić na szpitalny oddział. Chwała i część, i uwielbienie Jezusowi.

Obaj zostali ocaleni, kiedy dostąpią zbawienia – nie wiem, trzeba się modlić. Z widzenia zapamiętałem tylko jedną twarz, to była twarz człowieka niosącego urnę prezydenta Gdańska, zgadzał się okres i data zamachu, choć sama urna miała inny kolor i kształt.

Sama urna należała do mojego ojca, a dokładniej ojczyma, którego noszę nazwisko, a który się pojednał z Bogiem przed swoją śmiercią przystępując do sakramentu pokuty. Tuż przed kremacją ofiarowałem jego duszę Bogu w małej kaplicy – to już trzecia dusza. Na pogrzebie szedłem pierwszy za urną, była to urna z mojego widzenia, jasna i prostokątna, a niosło ją dwóch mężczyzn. Nie decydowałem o pochówku.

Prawdą, którą potwierdzam jest to, że kremacja zwłok nie zamyka duszy drogi do zbawienia, lecz jeszcze się nie objawiło co będzie ze spopielonym ciałem przy zmartwychwstaniu, bo jak będzie wyglądało ciało po zmartwychwstaniu już się objawiło. Jeszcze nie jest wiadome czy osoba skremowana powstanie w ciele czy pozostanie w duszy, a może będzie potrzebna dodatkowa pokuta w czyśćcu? Palenie zwłok to pogański obrządek (szatański), holokaust pokazał to dobitnie. Pan Jezus mówił o grzebaniu swoich zmarłych. Wielu dziś się tłumaczy słowami „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, zapominając tylko, że chodzi o proch ziemi, a nie popiół. To Feniks powstał z popiołów, Chrystus powstał z martwych. Nie byłoby Zmartwychwstania ciała tak jak nie byłoby Wniebowzięcia z ciałem i duszą gdyby Pan Jezus i Matka Jego Maryja zostali spaleni.

Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu – jedynemu prawdziwemu Bogu

Kamil Stanisław Banasiowski – 13

Ten wpis został opublikowany w kategorii LIST OTWARTY i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.