13 grudnia – Stan wojenny oczami dziecka

Stan wojenny oczami dziecka

Autorka: Klaudia Banasiowska

„[…] Trzeba szanować wolność. Bo nie jest dana raz na zawsze. Trzeba o nią dbać, pielęgnować, żeby później nie mówić „Polsko, ojczyzno moja, Ty jesteś jak zdrowie, ile Ciebie trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił” […]”.

Stan wojenny w Polsce został wprowadzony 13 grudnia 1981 roku na terenie całej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, niezgodnie z Konstytucją. Mój tata, który w momencie wybuchu miał 7 lat, zgodził się udzielić wywiadu dla „Presika’’, i opowiedzieć jak to wyglądało z perspektywy małego dziecka.

Tato, Przypomnij nam, dlaczego wprowadzono stan wojenny w Polsce?

Z powodu niezadowolenia społeczeństwa.

To znaczy?

Z powodu systemu, jaki panował. Totalitarnego, komunistycznego. Społeczeństwo było zniewolone i postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. Były strajki. Oczywiście władza próbowała strajki zdusić, o czym na pewno wiesz. Na przykład, w kopalni Wujek, gdzie strzelano do górników. Sprawy poszły tak daleko, społeczeństwo było już tak zdeterminowane, że gen. Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Oczywiście, udział w tym miała też Rosja, wtedy w zasadzie Związek Radziecki. Dużo się mówiło na ten temat, że radzieckie wojska stoją na granicy i że Jaruzelski musiał wprowadzić stan wojenny. Teraz wiemy, że była to bzdura. Chodziło o zachowanie władzy.

Ile miałeś lat, gdy wprowadzono stan wojenny?

Byłem łebkiem. Chodziłem do pierwszej albo drugiej klasy podstawówki.

Czyli miałeś wtedy 7 lat?

Tak.

Gdzie mieszkałeś w czasie stanu wojennego?

W Iłży (woj.mazowieckie).

Czy pamiętasz, jak wyglądał moment wybuchu stanu wojennego? Możesz go opisać jak najbardziej szczegółowo?

Tak. To, co mi najbardziej utkwiło w głowie, to to, co wszyscy znają — że nie było teleranka, ale ja w zasadzie zorientowałem się, o co chodzi, jak wracałem z rynku. Wracałem z rynku, szedłem do domu i przechodziłem obok komisariatu ówczesnej milicji, i podjechało bardzo dużo ciężarówek z wojskiem…

Co czułeś w tamtym momencie? Przestraszyłeś się?

Tak, bo żołnierze zaczęli wyskakiwać z karabinami, wojsko. Wszystko działo się obok mnie, więc zacząłem uciekać do domu. Wpadłem do domu wystraszony, a tam wszyscy płaczą, że wojna.

No właśnie, dotarłeś do domu i zastałeś płaczącą rodzinę. Jak to wszystko wpływało na Twoje życie? Gdy wszyscy w domu bali się, płakali, to co Ty wtedy, jako dziecko, sobie myślałeś?

Co ja wtedy myślałem, to ja już nie wiem. Nie pamiętam. Pamiętam tylko, że byłem bardzo wystraszony. I dla mnie, dla takiego dzieciaka, trudno było zrozumieć w ogóle taką sytuację. Po prostu strach. Wszyscy się bali, wszyscy płakali. Tyle.

Jak wyglądało później życie? Co ze sklepami?

Była godzina milicyjna, przepustki, żeby z miasta do miasta jechać. Był ograniczony ruch, poruszanie się. Pamiętam też, jak były dary z Ameryki, bo przysyłali nam Amerykanie dary i rozdawano je w kościołach. To były i ubrania, i można było dostać żywność. Pamiętam sery, oliwa. Zawsze po te dary się chodziło, wystało się tam. Kiedyś, jak też taki mały byłem, przywieźli tira z mąką do księdza, właśnie jako dary, i załapałem się do noszenia. Było tam kilka osób i ja jako ten dzieciak też nosiłem. Worki były po 25kg, to ja ważyłem chyba niewiele więcej niż ten worek. Jak znieśliśmy tira, to dostałem za noszenie, jeden worek mąki. Miałem problem, jak go zanieść do domu, bo już nie miałem siły, a do domu miałem od księdza około pół kilometra. Nie pamiętam już dokładnie, ale jakoś go  w końcu przytargałem. Bardziej się tym namęczyłem, niż tym całym tirem (śmiech). Ale jaka radość była w domu, jak worek mąki przyniosłem.

Czy pamiętasz, jak wyglądało życie przed wybuchem stanu wojennego? Jak się wtedy żyło?

Jako dziecko, trudno mi tak dokładnie powiedzieć, jak funkcjonowali dorośli. Ja pamiętam kartki żywnościowe, jak się meble kupowało i się po to w kolejki zapisywało.

Coś mi chyba kiedyś też wspominałeś o pomarańczach, że były wtedy takim rarytasem, prawda?

Tak, wtedy nie było nic w sklepach. Były jedynie Pewexy za dolary — jak ktoś miał dolary, to mógł sobie w Pewexie coś kupić, ale tak to nie było nic. Nawet papier toaletowy ciężko było kupić. Mięso też było na kartki. Ja pamiętam, jak z twoją babcią, właśnie jak taki mały byłem, staliśmy wieczorem w kolejce za mięsem, a sklepy były otwarte od godziny 6:00 rano.  Postałem tam trochę, zajęliśmy kolejkę, a później mama odprowadziła mnie do domu, po czym sama poszła stać w tej kolejce całą noc. Dzisiaj trudno sobie coś takiego wyobrazić, kiedy półki się uginają od wszystkiego, wtedy tego nie było. Słodycze też były na kartki.

I to jest historia, którą też będę pamiętał chyba do końca życia. Jak pojechałem z mamą do Radomia i na Żeromskiego w sklepie były cukierki, tzw. mieszanka wedlowska wtedy. Stanęliśmy w kolejce, akurat były moje imieniny, więc mama koniecznie chciała kupić mi tych cukierków. Wystaliśmy się kilka godzin, a sklep był otwarty do 16. I przed samym nosem, za minutę 16, zamknęli nam drzwi. Mama zaczęła się tam wykłócać ze sprzedawczynią, że jeszcze minutę, a ona jej, że już trzeba zamykać. Przez tę kłótnię, przyjechała milicja. Wzięli nas o te cukierki na komisariat, żeby wyjaśnić sprawę. Pamiętam, jak milicjant do mnie podszedł, pogłaskał mnie po głowie i powiedział: „Widzisz dziecko, nie zjesz dzisiaj cukierka”. No i tak to było z tymi cukierkami. Natomiast, tak jak mówisz, pomarańcze, to 2 razy w roku praktycznie tylko były. Rzucali na święta, szczególnie Bożego Narodzenia. No to wtedy wszyscy w kolejkę.

A jak to wyglądało z tymi kartkami? Każdemu była przydzielona dana ilość towarów?

Tak, tak. Każdy miał jakiś przydział. Produkty były limitowane. To był, powiedzmy taki kwadrat czy prostokąt, i tam takie małe kwadraciki w środku, a na nich było napisane na przykład 25 dag mięsa takiego, ileś tam słodyczy, ileś czegoś tam, i to na cały miesiąc. Jak się szło do sklepu, to miało się przydział np. 25 dag mięsa, więc wyrywało się karteczkę i „tyle poproszę”. No i za to się płaciło, czyli był przydział i nie można było kupić więcej, niż było na tej kartce. Tak było też z meblami. Za meblami też staliśmy. Jak kupowaliśmy regał do pokoju, to były zapisy, no i oczywiście kolejki. Stało się, czekało się najpierw nie wiadomo ile. Później jak już miały być, to zajmowało się kolejkę i stało się kilka dni w tej kolejce. W końcu jak przywieźli, to wszystkie regały były jednakowe. Nikt nie patrzył, czy się podoba, czy nie podoba, duże czy małe. Jest — trzeba brać. Także wszyscy, którzy zdążyli kupić, mieli takie same regały.

Niecały miesiąc temu, obchodziliśmy 42. rocznicę wybuchu stanu wojennego. Czy w tym dniu towarzyszyły Ci szczególne emocje i myśli, czy raczej ta data nie wywiera już na Tobie większych uczuć?

13 grudnia za każdym razem sobie przypominam, to, co mi najbardziej utkwiło w pamięci, czyli właśnie ten komisariat milicji, to wojsko. No to, to do końca życia będę pamiętał. Wtedy się tak wystraszyłem i ten obraz mam przed oczami, jak podjeżdżali, jak wyskakiwali z tą bronią, z karabinami.

Czy w dniu wybuchu, widziałeś przemowę Jaruzelskiego?

Ja nie pamiętam. Znaczy, pamiętam go, jak przemawiał. Mam takie skróty w pamięci, jego twarz, bo wszyscy siedzieli przy tym telewizorze i słuchali, co się dzieje, więc ja siłą rzeczy też. Tak jak mówiłem, ja byłem mały, ale to i tak jak na ten okres, trochę się wyryło w człowieku, w pamięci, w sercu. Wszyscy wtedy płakali, bo to wojna, zaraz wszyscy do wojska pójdą, będzie pobór, i tak dalej.

Czy gdy byłeś już nastolatkiem, bałeś się na przykład, że znowu powtórzy się taka sytuacja, lub po prostu często wracałeś do tego momentu?

Tak jak mówię, zawsze mam w głowie ten moment i ten komisariat milicji. To już odcisnęło piętno. Natomiast cały proces przejść, cały ustrój się zmieniał. Wszystko po kolei, pamiętam jak później była bieda w Polsce. Jak się już zmienił ustrój, jak nastał Balcerowicz i jego plan, gdzie wszystko prywatyzowali, ludzie tracili pracę. Masa ludzi straciła pracę, bo były zamykane zakłady. Było bezrobocie, ja pamiętam to bezrobocie. Nigdzie nie można było pracy dostać, ale to nigdzie. Nawet przy najprostszych pracach, przy sprzątaniu czy przy czymkolwiek. A jak już człowiek dostał, to za bardzo marne pieniądze.

Porównując czasy dzisiejsze do czasów PRL‑u, jakie różnice od razu przychodzą Ci na myśl? Czy są jakieś elementy, które wtedy były lepsze od tych dzisiejszych?

Świat się zmienił diametralnie. Sytuacja jest inna zupełnie. Nie ma biedy przede wszystkim. Nie ma bezrobocia. Społeczeństwo jest, bym powiedział, zamożne. Ale też dużym kosztem. Bo wtedy, jakby nie było, nie było czy pracy, czy była bieda, ale ludzie byli życzliwi, ludzie się znali, ludzie się spotykali. Mimo wszystko się cieszyli. Potrafili się bawić razem, wspólnie. Dzisiaj się sąsiedzi nie znają. Dzisiaj każdy myśli tylko o sobie, i żeby mieć więcej i więcej. I to i tamto. Wtedy nie było potrzeb. Był w domu stół, było na czym spać, była szafa, czy ten regał. I nie było potrzeby, żeby wszystko zmieniać. Były imieniny, zawsze obchodzone, a tam pełno ludzi. Na wakacje się jeździło po rodzinie. Nad morze. Zawsze na zimowiska się jeździło, na kolonie każdego roku z zakładów pracy.

Z tego, co mówisz, to mimo wszystko wydaje się tamten świat taki weselszy.

Na pewno, ludzie byli bardziej dla siebie życzliwi. Potrafili ze sobą rozmawiać, a teraz ludzie nie potrafią już ze sobą rozmawiać.

Może to też kwestia tego, jakie trudne wydarzenia miały miejsce, przez co ludzie wspierali się nawzajem i była taka grupowa solidarność.

Z jednej strony tak. W końcu powstała Solidarność, która mocno mobilizowała ludzi.

Czy pamiętasz, jak wyglądała szkoła w czasach stanu wojennego? Czy coś się zmieniło? Chodziłeś do szkoły?

Nie pamiętam. Wiem, że nie było tyle lekcji co dzisiaj i człowiek nie siedział tyle godzin w szkole (śmiech). No i oczywiście, w szkole nie uczyli tego, co trzeba. Nauczycielowi nie wolno było powiedzieć prawdy na lekcji historii. Historia, którą mnie uczyli, była zupełnie inna niż ta rzeczywista. Była zafałszowana. Były też lekcje języka rosyjskiego, oczywiście z góry narzucone.

Tato, w trakcie rozmowy miałeś łzy w oczach. Powiedz mi, czy jest to temat dla Ciebie trudny, czy już normalnie Ci się o tym mówi? 

Ja osobiście sam nie ucierpiałem, ale mnóstwo ludzi straciło życie. Mnóstwo ludzi było torturowanych w więzieniach, zastraszanych. Jednak mieli kościół, mieli swoje wartości, i dzięki temu przetrwali.

To jest ważny temat, bo chodzi tu o ojczyznę. Gdyby nie ci ludzie, nie żylibyśmy w wolnej Polsce. Tyle ludzi przelało krew, tyle ludzi się nacierpiało. Dlatego trzeba szanować wolność. Bo nie jest dana raz na zawsze. Trzeba o nią dbać, pielęgnować, żeby później nie mówić „Polsko, ojczyzno moja”, jak to było w przypadku Litwy, „Ty jesteś jak zdrowie, ile Ciebie trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto Cię stracił”. Lepiej nie tracić, żeby się nie dowiadywać.

Podsumowując: Czy Twoim zdaniem, wprowadzenie stanu wojennego było dobrą decyzją?

Kiedyś tak nam wpajano, że to była jedyna, słuszna dobra decyzja. Z perspektywy czasu okazuje się, że oczywiście nie.

Dlaczego?

Ponieważ to była pacyfikacja narodu. Dla zachowania ustroju.

Dobrze, to byłoby na tyle. Bardzo dziękuję za rozmowę, Tato.

Dziękuję, Córciu.

Powrót do Spisu treści

Ten wpis został opublikowany w kategorii LIST OTWARTY i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.